Moim faworytem jest sędzia, który ponad półtora roku temu przyjął łapówkę za wydanie zamówionego wyroku, nieświadom, że korumpuje go w ramach tzw. prowokacji policyjnej podstawiony funkcjonariusz, a cała sprawa jest nagrywana techniką operacyjną - i który spokojnie orzeka w imieniu Rzeczpospolitej do dziś, nie niepokojony, bo na jego szczęście Tusk w porę zrobił z CBA porządek. Na większość wątków tego wywiadu nie było jak dotąd żadnej reakcji, wyjąwszy ogólnikowe zapewnienie Prokuratury Generalnej, że wszystkie wspomniane przez Mariusza Kamińskiego śledztwa nadal są prowadzone. Jedyny podchwycony przez polityków i media wątek dotyczy byłego kasjera mafii pruszkowskiej, niejakiego "Brody", który zdaniem Kamińskiego miał zeznać, iż przekazywał pieniądze mafii swojemu, nieco później, odpowiednikowi w nowopowstałej wtedy Platformie Obywatelskiej, sławnemu Mirosławowi "Miro" Drzewieckiemu. Prokurator, który według Kamińskiego miał o tym poinformować CBA i prosić je o pomoc w śledztwie, wystąpił z oświadczeniem, w którym temu zaprzecza. Zastępczyni prokuratora generalnego przyznała jednak, że drugi z prokuratorów, uczestniczących w rozmowie, na którą się powołał Kamiński, twierdzi coś dokładnie odwrotnego - z tym, że jego oświadczenia, w przeciwieństwie do tego pierwszego, prokuratura nie upubliczniła. Nie upubliczniła także szczegółów zeznań "Brody", tłumacząc to, jak zwykle, dobrem sprawy. Media establishmentu ogłosiły na tej podstawie, w ślad za rządowym pijarem, że "zarzuty Kamińskiego się nie potwierdziły", ustalając wersję kanoniczną, iż aresztowany gangster zwyczajnie zmyślał żeby poprawić swoją sytuację. Szkopuł jest tylko taki, że jeśli "Broda" przyłapany by został na jakimkolwiek zmyślaniu, to zgodnie z prawem nie mógłby zostać świadkiem koronnym - a nim jest, choć w pierwszej chwili i temu zaprzeczano. Są oczywiście tacy, którzy nie potrzebują żadnych wyjaśnień, bo z zasady wierzą - tak, jak wierzą w "naciski" śp. Lecha Kaczyńskiego i w bliżej nieokreślone nadużycia władzy za rządów PiS, choć mimo upływu czasu i nawet, w tym drugim wypadku, pracy aż dwóch specjalnych komisji sejmowych, wciąż nie znaleziono na nie żadnych dowodów. Niewierzący, do których się sam zaliczam, mogą stwierdzić tylko jedno: ktoś tu na pewno kłamie. Ale kto? PO ma w Sejmie większość, więc skoro zapowiedziała, że nie dopuści do powstania sejmowej komisji śledczej w tej sprawie, to nie dopuści. Powie ktoś, że nie ma czego żałować, bo i tak byłaby ta komisja, z rządową większością i kimś w rodzaju posła Sekuły na czele, kolejną farsą. Owszem. Ale jej prace byłyby przynajmniej jawne, i zainteresowani mogliby spróbować wyrobić sobie własne zdanie. Zamiast komisji, władza sięga po inne narzędzie. Zapowiada przeciwko Mariuszowi Kamińskiemu pozew sądowy o zniesławienie. Jest to obliczone na naiwność Polaków, którym wydaje się, że taka rozprawa polegać będzie na dochodzeniu obiektywnej prawdy w kwestii finansowania Platformy Obywatelskiej. W istocie proces o zniesławienie bardzo rzadko zahacza o meritum sporu. Sąd ustalać będzie - zapewne, bo oczywiście wiele zależy od strategii procesowych przyjętych przez oskarżenie i obronę - czy Mariusz Kamiński oskarżył, czy tylko przytoczył fakty, czy może wyraził opinię, czy miał prawo ją wyrazić, czy to służyło interesowi społecznemu, czy mieściło się w granicach. Fakt, czy PO brała pieniądze od mafii czy też nie pozostanie poza zainteresowaniem, tak jak podczas wieloletniego procesu Wyszkowskiego z Wałęsą, gdzie przez wiele lat wysoki sąd uparcie nie dopuszczał tego pierwszego do przedstawienia posiadanych przez siebie dowodów. By w końcu - skoro już o tym wspomniałem - orzec wbrew oczywistym i udowodnionym faktom, mało tego, wbrew samemu Wałęsie, który dosłownie w przeddzień wyroku tak się już zaplątał w swoich krętactwach, że publicznie, w telewizji, przyznał się w końcu, że zobowiązanie do współpracy z SB podpisał - choć zaraz zapewnił, że ten podpis się nie liczył, bo był złożony nieszczerze. Oczywiście, w najgorszym dla Kamińskiego wariancie sąd może uznać, że Kamiński oskarżył "Mira" i jego partię, i nakazać mu przedstawienie tu, zaraz, na tej sali, niezbitego dowodu na poparcie swych oskarżeń - bo takie jest prawo. Oczywiście, ponieważ Kamiński nie jest już szefem CBA, nie będzie to możliwe, i po iluś tam latach szef CBA może zostać skazany. Nawet jeśli tak się stanie, co to właściwie będzie znaczyć? Dokładnie nic, poza kłopotami dla zainteresowanego. Dziennikarz, który przed laty napisał w tygodniku "Spotkania" o aferze FOZZ, został prawomocnie skazany za napisanie tego, co potem potwierdzono w całej rozciągłości jako najświętszą prawdę (co zresztą, zgodnie z prawem, nie dało mu podstaw do ubiegania się o rewizję procesu). Można przytoczyć wiele takich przypadków, nieostatnim z nich będzie skazanie Zbigniewa Ziobry za oskarżenie doktora G. o spowodowanie śmierci pacjenta - czyli o to, o co właśnie, po latach, oskarżyła tegoż doktora G. prokuratura. Piszę, jakie jest prawo, ale przecież trzeba też wziąć pod uwagę, że sprawa nie będzie się toczyć przed sądem amerykańskim, tylko polskim. A w polskich sądach bywa wiadomo jak. Krzyczącym przykładem jest proces sprawców masakry w grudniu 1970. Sąd robił w tej sprawie wszystko, aby ten proces nigdy się nie skończył. Powołał tysiące świadków, z których żaden nie mógł wnieść do sprawy niczego, potem sędzia prowadzący był latami na zwolnieniu lekarskim; w końcu doczekano śmierci jednego z ławników, co wieloletnie wysiłki, by ukręcić sprawie łeb, zwieńczyło sukcesem. I znowu mogę powtórzyć: jest wiele przykładów tego, że polskie sądy wolą takie sprawy przewlekać, odkładać na świętej Nigdy, zagrzebywać się w nieistotnych szczegółach. Zresztą, nie ma żadnej pewności, czy nie dostanie jej do rozsądzenia na przykład ten właśnie sędzia - łapownik, o którym mówił Kamiński w swoim wywiadzie. Trochę to wszystko pobrzmiewa sławnym wierszem Mickiewicza. "Wezwanie przyśle mu szpieg nieznajomy - walkę z nim stoczy sąd krzywoprzysiężny..." A co to będzie miało wspólnego z prawdą? Na prawdę przyjdzie jeszcze długo poczekać. W III RP to towar równie deficytowy, jak w PRL papier toaletowy.