No to zaraz ostro odpowiedzieli mu premier Tusk, że to skandal, i wicepremier Pawlak, że Hofman to głupi polityk. Faktycznie, nie sprawia wrażenia za mądrego, ale nie o Hofmanie chcę pisać. Otóż w tej całej dyskusji, podejrzewam, że dość przypadkowo, wypchnięty do góry został istotny temat. Raczej pomijany przez całe lata. Że współczesna Polska jest chłopska i że dominują w niej te miliony, które w ostatnich sześćdziesięciu paru latach przeprowadziły się z wiosek do miast. Wnosząc do nich... No właśnie to jest pytanie, co... W każdym razie to jest inny kraj, jeśli chodzi o strukturę społeczną, doświadczenie, kulturę, niż II RP. Można nienawidzić Polski Ludowej, albo można mieć do niej sentyment, to nie ma znaczenia, bo fakty są takie, że za jej czasów dokonała się na naszych ziemiach gigantyczna rewolucja społeczna. Nawiasem mówiąc, tej rewolucji, w swych pisanych w czasie II wojny światowej programach, domagali się nie tylko komuniści, ale i PPS, i PSL, i endecy. II Rzeczpospolita była państwem kastowym, biednym, jakby kto się pytał, mieliśmy mniej dróg i samochodów niż Rumunia. Chłopskie dziecko, nawet najzdolniejsze, szanse awansu miało niewielkie, to były jednostkowe przypadki. Taka maleńka furteczka dla nielicznych. Polska Ludowa tę furteczkę zamieniła na szeroką, na oścież otwartą bramę. Józef Tejchma, PRL-owski minister kultury, ten który patronował "Człowiekowi z marmuru", tak opowiadał o awansie swoim i swojego pokolenia: "Mieczysław Rakowski powiedział kiedyś, że gdyby nie Polska Ludowa to pasałby krowy. Ja nie pasałbym krowy, bo jej nie mieliśmy. Mieliśmy tylko kozę". Podobnych refleksji jest cała masa, tak na dobrą sprawę, powinny one być jak mit założycielski współczesnej Polski. Ale nie są. Po części to rozumiem, PRL tak chwaliła się tym, że wyprowadziła miliony z wiosek do miast, na tym budowała swoją legitymację, że stało się to niestrawne. Ale PRL nie ma już od 22 lat! Cóż z tego. Dziś Polska obrasta w inne mity. Polak uwielbia o sobie opowiadać, że jest potomkiem szlacheckiego rodu (zubożałego, bo majątek został na wschodzie), albo przynajmniej takiego, który walczył w Powstaniu Warszawskim, kolekcjonuje szable, opowiada o innych, że wyłazi im słoma z butów, a za szczyt elegancji uważa Kossaka na ścianie (choćby Jerzego). Te opowieści są tak powszechne, że trudno w nie wierzyć, bo przeczą statystyce. Mamy Polskę chłopską, a opowieści o Polsce jakby czas zatrzymał się w roku 1939. To jest przebieranie się w inne szaty, coś nieautentycznego. Były w przedwojennych komediach takie krotochwile, że sługa udawał jaśnie pana hrabiego, a hrabia sługę. Do dziś śmiejemy się, gdy widzimy te obrazki. No to właśnie w dużej części taka jest Polska. Skąd to przebieranie? Myślę, że z kompleksów. Z przekonania, że wieś jest czymś gorszym, i że wiejskie pochodzenie też jest czymś gorszym. Tak zresztą wygląda język współczesnych debat. Wsiowy gust jest synonimem złego gustu, jest jeszcze chamskie zachowanie, chłopska pazerność, są PGR-owskie triki i typy pszenno-buraczane. Tak jakby inne grupy nosiły w sobie grację i perfumę... Nie czas z tymi stereotypami polemizować czy wypominać innym ich przypadłości. Ważne jest, że takie gadanie to potężna presja. Tym można tłumaczyć, z jednej strony, te wszystkie przebieranki, szukanie nowej tożsamości. A także po części, sukces Leppera, który potrafił poruszyć czułą stronę w duszach wielu ludzi mieszkających na wsi i w małych miastach. Wielkość posła Hofmana polega na tym, że jedną wypowiedzią boleśnie ugodził obie te grupy. Tych mieszkających na wsi, którym dał do zrozumienia, że tam powinni zostać, i że nie powinni pchać się do miast. A tym z miast - że zdurnieli, i że wciąż są gorsi. I coś im przypomniał. To wyczuli Donald Tusk, wnuk kaszubskiego chłopa i syn stolarza z Gdańska, i Waldemar Pawlak, syn rolnika z Mazowsza. Obaj miastowi. Żaden z nich nie podkulił ogona, zachowali się twardo, i ma to przynajmniej dwojakie znaczenie. Po pierwsze, ich riposta postawiła partię Jarosława Kaczyńskiego w niezręcznej sytuacji. Bo nie można budować kampanii na tezie, że winni wszelkiego zła są ci ustawieni, ci na górze, którzy zawłaszczyli wszystko dla siebie, czyli prezentować się jako obrońca tych, co czują się pokrzywdzeni, ograni, gorsi, by za chwilę pogardliwie mówić, że Tusk jest z podwórka, zaś chłopi w mieście baranieją. A Jarosław Kaczyński to lepsze towarzystwo. To się nie składa. Nie można obrażać ludzi, o których głosy się zabiega. Po drugie, i to jest ważniejsze, jest to jakiś krok w kierunku normalności. Otóż w ostatnich kilkunastu latach politycy i publicyści prawicy wciąż opowiadali, że Polska jest krajem bez swojej pamięci, że potrzeba nam prawdy i wiedzy o naszej historii. Mówiąc to pompowali nas różnymi legendami, które nijak się miały do rzeczywistości. Albo przemilczali pewne sprawy - takie jak wędrówka ze wsi do miast w czasach PRL. Awantura o "chłopów z miasta" to wszystko przypomina. Wnosi na agendę pytanie o naszą tożsamość. I bardzo dobrze. Bo Polacy powinni wiedzieć skąd są, a nie bujać w obłokach. Robert Walenciak