Donald Trump walczy o pokój. Znów bez Polski
Na rozmowy do Egiptu zaproszono premiera Węgier. Ale nikogo z Polski. Jeśli ktoś z naszych polityków jeszcze wierzy, że polaryzacja umacnia pozycję naszego kraju na świecie, powinien wziąć dłuuugi urlop. I odetchnąć. Może właśnie w kurorcie Szarm el-Szejk, dokąd nikt z polskich polityków nie został zaproszony?

Starania prezydenta Donalda Trumpa o pokojową nagrodę Nobla przybierają niekiedy groteskowy wymiar. W obecności dziennikarzy wymienia całe listy porozumień między krajami, które ocalił od pożogi wojennej. Jednocześnie nie byłby sobą, gdyby nie przekręcił ich nazw.
Niedawno, chwaląc się zaprowadzaniem pokoju, pomylił Armenię z Albanią. Pomyłka może zdarzyć się każdemu. Z kontekstu wypowiedzi nie było jednak jasne, czy prezydent USA w ogóle się orientuje, gdzie te państwa się znaleźć można na globusie.
Cyrk pokojowy
Niemniej teraz nacisk Waszyngtonu doprowadził do zawieszenia broni w Gazie. Wymiana ognia ustała. Hamas uwolnił resztę izraelskich zakładników, uprowadzonych 7 października 2023 roku. Izrael zgodził się na wypuszczenie z więzień Palestyńczyków. Prezydent Donald Trump został przyjęty w Knesecie po królewsku. Jak by na to nie patrzeć, udało mu się to, czego wcześniej nie dokonał ani prezydent Joe Biden, ani sam wojowniczy premier Izraela, Biniamin Netanjahu. Obecnie przestano się zabijać. Wznowiono pomoc humanitarną dla Gazy.
Oczywiście "show must go on". Gdy przyszedł czas na rozmowy dyplomatyczne w Egipcie, skądinąd w miejscu dobrze znanym polskim turystom, Donald Trump pokazywał, kto tu rządzi.
W kurorcie Szarm el-Szejk zwołano międzynarodowy szczyt, by przed kamerami podpisać porozumienie. Czasy cichej dyplomacji są za nami. Ponadto pokazano, kto ma znaczenie w dzisiejszym świecie. Widać było politykę marginalizowania Unii Europejskiej przez USA. Kanclerz Niemiec oraz prezydent Francji podobno zostali doproszeni przez Egipt, a nie przez administrację Trumpa.
Pesymizm pokojowy
Każdy kto wszedł w polityczne realia na Bliskim Wschodzie, doskonale wie, że szanse trwałego pokoju nie są duże. Pamięć zadanych ciosów jest głęboka. Traumatyczne historie rodzinne mieszają się z wielką polityką.
Po wielkiej szansie na trwały pokój, jaką były porozumienia z Oslo w 1993, pozostało odległe wspomnienie. Jak wtedy, tak dziś, stron zainteresowanych prowadzeniem wojny i zemstą jest więcej niż jedna.
Nie wiadomo, dlaczego Hamas miałby naprawdę dokonać rozbrojenia, skoro to racja bytu tej organizacji. Nie jest także jasne, dlaczego premier Izraela miałby chcieć ustąpić ze stanowiska. A to może być jednym z ubocznych efektów zakończenia otwartego konfliktu. Na pewno Binjamin Netanjahu nie ma ochoty na procesy karne, o których widmie zresztą wspominał w Knesecie Donald Trump.
Drugim powodem do sceptycyzmu jest spazmatyczna polityka USA. Trumpizm u władzy przyzwyczaił nas także do tego, że potrafi przykuwać uwagę świata, jednak po medialnych spektaklach niewiele pozostaje. Dopiero co bombastyczne przemówienia wygłaszał pod adresem Kremla - raz chwalił, raz ganił - pokój miał zostać zawarty w trymiga. Nic takiego się nie stało. W praktyce niewiele z min przed kamerami wynikło. No może poza tym, że po szczycie na Alasce pozostało nam wspomnienie uśmiechu Putina oraz to, że ataki rosyjskie na Ukrainę tylko przybrały na sile.
Trumpizm bez Polaków
Prezydenci, premierzy, sekretarz generalny ONZ… Zjazd politycznych głów w kurorcie był zaiste imponujący. Jednak zapędzona do oślej ławki Europa - to jeden z wielu niepokojących dla nas sygnałów, które zostały wysłane z Egiptu. Co jeszcze trzeba odnotować?
Otóż do Egiptu nie zaproszono nikogo z Polski. Pałac Prezydencki zapewnia nas o wielkiej przyjaźni z Donaldem Trumpem. Propaganda miłości ponad oceanem zalewa nas jak serialu emitowanym przed południem. Kościuszko, Pułaski, Nawrocki… Niech tak będzie. Oby w interesie polskiej racji stanu, gdy na Wschodzie toczy się wojna, te więzi istniały, były realne, jak realna powinna być chęć pomocy, gdy w kierunku Polski lecą rosyjskie drony.
Tymczasem ani prezydent, ani premier, ani szef MSZ - nikt z władz! - nie został zaproszony do rozmów o losach świata. Można byłoby powiedzieć, że trudno. W końcu Bliski Wschód nie jest aż tak blisko naszych granic. Można byłoby wzruszyć ramionami, gdyby nie to, że do Egiptu został zaproszony premier Viktor Orban.
Kraj o wiele mniej znaczący w NATO, sympatyzujący z polityką Putina, został jednak wyróżniony inwitacją. Tylko po to, żeby się pokazać. Żaden konkret przecież za tym nie idzie. Wszystkie zatem zapewnienia o dozgonnej przyjaźni prezydenta Nawrockiego z prezydentem Trumpem na razie należy włożyć między bajki dla rodaków.
Gadanie o polsko-amerykańskiej miłości nie przekłada się w 2025 roku na nic konkretnego - poza ślepotą związaną z tym uczuciem, gdy jest jednostronne jak w Polsce. To po prostu kolejny rozdział w księdze naszej polaryzacji. To lektura wyjątkowo ogłupiająca.
W teorii bowiem wszyscy politycy opowiadają o wielkości naszego kraju i chcą siedzieć w pierwszym szeregu globalnych decydentów. W praktyce jednak działania naszych polityków, których dziecinnie łatwo z zewnątrz rozgrywać, tylko spychają nas na margines. I nawet nie do trzeciego szeregu. One pozostawiają nas poza miejscami spotkań, jak to miało teraz miejsce.
Jarosław Kuisz

















