Donald Trump: Bezwzględny dla sojuszników, uległy wobec wrogów
Nowa Strategia Bezpieczeństwa USA to zapewne najbardziej zdecydowana manifestacja amerykańskiego nacjonalizmu w żywej pamięci i to ukazująca się nie w formie eseju publikowanego w niszowym piśmie czy nawet wysokozasięgowego podcastu, ale oficjalnego dokumentu przedstawionego jako doktryna całego państwa.

Jeśli rok prezydentury Trumpa jeszcze kogoś nie pozbawił złudzeń, to najwyższy czas przyjąć do wiadomości, że USA są całkowicie skoncentrowane na osiągnięciu swoich partykularnych celów, często stojących w sprzeczności z interesami sojuszników, że Zachód - rozumiany jako wspólnota wolnych krajów pod wodzą USA już nie istnieje, a USA mają czysto transakcyjne podejście do relacji budowanych przez dekady, i mogą gwałtownie je zrewidować, jeśli uznają to za służące swoim interesom.
Trump jest bezwzględny dla sojuszników i uległy wobec wrogów.
To, co wzbudziło najwięcej kontrowersji w Europie, to fakt, że "Strategia" podchodzi z wyrozumiałością do autorytarnych reżimów, sugerując, że USA nie zamierza ich na siłę demokratyzować ani zmieniać, za to będzie koncentrować swoje wysiłki w Europie na przywracaniu jej "cywilizacyjnego charakteru" i zwalczaniu ponadnarodowych instytucji blokujących rzekomo narodową suwerenność.
W praktyce sprowadza się to do popierania partii eurosceptycznych, skrajnie prawicowych, wręcz rasistowskich. A wszystko to pod płaszczykiem przywracania wielkości Europie - która pod panowaniem partii nacjonalistycznych byłaby skłócona, podzielona i słaba - idealny partner dla bezwzględnej Ameryki pod wodzą Trumpa stosującego sprawdzoną metodę rzymskich cezarów: divide et impera, "dziel i rządź".
Równolegle do publikacji strategii Elon Musk dał sygnał alt-prawicy do ataku, zestawiając flagę unijną ze swastyką. W Polsce odezw dali ludzie pokroju Berkowicza, gotowi na każdą niegodziwość dla zaszkodzenia europejskiej przyszłości Polski. Widać, że Trump oraz wiceprezydent J.D. Vance nie są gołosłowni i gotowi są wykorzystywać potęgę kontrolowanych przez USA big techów i algorytmów do tego, żeby wzmacniać wrogów zjednoczonej Europy - bo Europa zjednoczona i silna może się im przeciwstawiać, jak wtedy gdy nakłada karę na Elona Muska za złamanie reguł transparentności.
USA są głównym zagrożeniem dla Europy
Europejczycy zmuszeni są do gry na dwa fronty. Z jednej strony Trump potrafi nazwać ich w wywiadzie dla "Politico" słabeuszami i głupkami, z drugiej muszą szukać jego wsparcia dla swoich planów wobec Ukrainy, które, prawdopodobnie, pozostaną niestety jedynie na papierze. Trump bezwzględnie wykorzystuje zależność Europejczyków od USA w kwestiach bezpieczeństwa jak wtedy gdy podyktował im jednostronną podwyżkę ceł, którą von der Leyen musiała przełknąć jak niepyszna, ogłaszając przy tym "zwycięstwo", które nie przekonało chyba nawet jej najwytrwalszych zwolenników.
Największym zagrożeniem krótkoterminowym dla Europy są USA, które - zgodnie ze "Strategią" zdecydują się "ustabilizować" relacje z Rosją kosztem nie tylko Ukrainy, ale całej Europy, w tym Polski. Trump wprawdzie chwali Polskę za bycie krajem antyimigranckim, ale jego podejście do sojuszników sprowadza się do oczekiwania, że będą kupować amerykańską broń, wydawać dużo na zbrojenia (to jest akurat postulat całkowicie zdroworozsądkowy) i pomagać USA przeciwstawiać się chińskiej dominacji handlowej i technologicznej.
Paradoksem "Strategii" jest to, że postuluje wykorzystywanie amerykańskiego imperium do realizacji narodowych celów - takich jak ograniczenie ekspansji Chin, przy jednoczesnym jego zwijaniu. Sojusznicy od dekad znajdujący się pod parasolem amerykańskim byliby znacznie bardziej skłonni do współpracy niż ci, których USA będą atakować, czy to podnoszeniem ceł, czy też polityczną dywersją.
O ile USA mogą liczyć na to, że będą w stanie jednostronnie przymuszać do posłuszeństwa kraje Ameryki Łacińskiej (choć historia pokazuje, że nawet słabe państwa kontynentu potrafią się skutecznie przeciwstawiać znacznie silniejszemu przeciwnikowi), to wraz ze zmniejszaniem zależności od USA będzie spadać skłonność do tego, żeby ulegać ich życzeniom przed tradycyjnych sojuszników z Europy i Azji.
Stany Zjednoczone będą coraz słabsze
Podobnie jest z kontrolą migracji, osłabianiem wpływów Chin w Afryce czy współpracą w dziedzinie zapobieganiu przestępczości zorganizowanej, w tym handlowi narkotykami, podtrzymywaniu potęgi dolara itd. itp. To wszystko znacznie łatwiej osiąga się w ramach wielostronnych ciał bazujących na potędze USA, gdy interesy największego sojusznika przyjmowane są jako uniwersalne reguły obowiązujące wszystkich.
Decyzje mogą być bardziej skomplikowane i zajmować więcej czasu, nie zawsze muszą być w 100 procentach zgodne z oczekiwaniami Waszyngtonu, ale efekty są trwałe i nie prowadzą do budowania alternatywnych rozwiązań. Hegemon, który wymusza niekorzystne dla (domniemanych sojuszników, nie wrogów!) decyzje, będzie sam podkopywał swoją pozycję.
Trump postanowił skonsumować w ramach swojej kadencji dekady budowania amerykańskiej potęgi. Krótkoterminowo będzie mógł ogłaszać sukcesy. Na dłuższą metę USA będą bardziej osamotnione, słabsze i ograniczone w możliwościach oddziaływania. Ale być może tego właśnie chcą Amerykanie, a Trump po prostu płynie z prądem opinii publicznej, zdolność, którą posiadł w stopniu mistrzowskim.
Leszek Jażdżewski














