Mój chrześniak dostał się do liceum. Ostatnie półtora roku jego edukacji w podstawówce było absurdem, namiastką normalnej edukacji, lekcją wyalienowania i ruiny normalnej nauki. Minister edukacji Czarnek rozprawia o programie tożsamościowych wycieczek szkolnych na Kresy Wschodnie i innych form wychowania. A minister zdrowia Niedzielski już niemal wie, że we wrześniu będzie konieczna nauka hybrydowa. Gra toczy się dziś o to, czy mój chrześniak pozna kolegów i nauczycieli, czy stanie się częścią licealnej wspólnoty, czy też pozostanie samotnym młodym człowiekiem skazanym na protezy, na udawanie nauki, o przyswajaniu wychowania nawet nie wspominając, bo ono się opiera na kontakcie międzyludzkim i na różnych imprezach wykraczających poza wkuwanie. Czy będzie "tak samo"? Wszystkim, którzy nam rekomendują oswajanie się z nauką zdalną, polecam rozmowę z dowolnym studentem czy studentką, który podjął naukę w ostatnim roku akademickim. I który nie zna ani kolegów, ani wykładowców, ani biblioteki uczelnianej, ani czegokolwiek, co wiąże się z pojęciem edukacji akademickiej. Podobne pytania można stawiać o kulturę czy o najszerzej pojmowane życie społeczne. Ale to, czy chowamy zastępy emocjonalnych i intelektualnych inwalidów trzeba postawić na porządku dziennym w pierwszej kolejności. Bo to będą straty nie do odrobienia. Za to odpowiadają nasi politycy i ich medyczni doradcy. Już dzisiaj pojawiają się sugestie, że czwarta fala na pewno nadciąga i że nadejdzie nawet szybciej niż w zeszłym roku, bo już podczas wakacji. I widać, jak łatwo część Polaków, także niestety ludzi, którzy nami rządzą oswoiła się z myślą o automatycznym lockdownie. Normalne życie społeczne miałoby się ograniczać do dwóch, trzech miesięcy w roku. Do wczoraj sądziłem, że w podobnych komunikatach chodzi o wystraszenie maksymalnej liczby Polaków, aby się zaszczepili. Dziś jednak nie jestem już tego taki pewien. Mam wrażenie, że część polskich elit ma nawyk do sięgania po rozwiązania, które już znają. Do stosowania ich mechanicznie i bez głębszej refleksji. Byłem zwolennikiem większości restrykcji z zeszłego i z początku tego roku. Rozumiałem logikę ograniczania transmisji wirusa. Ale skoro Delta na razie nie powoduje ani masowych hospitalizacji ani zgonów w Wielkiej Brytanii, skoro tam niby w apogeum kolejnej fali skasowano jednak wszystkie restrykcje, może warto się zastanowić, czy istotnie wejdziemy do tej samej rzeki drugi raz. A może teraz jest i będzie inaczej. Skąd z góry wiecie, że nie? Postraszcie niezaszczepionych! A jeśli już musicie zacząć straszyć, to może jednak zacznijcie od bicia nie w całe społeczeństwo, a w tych co się nie zaszczepili. Prezydent Francji Emmanuel Macron osiągnął masowy wzrost zapisów na szczepienia prostą zapowiedzią: ci co tego nie zrobią, nie wejdą do knajpy, do kina czy do pociągu. Może warto pójść tą drogą? Że to radykalne, że segregacja źle się kojarzy? A zamykanie wszystkiego dla wszystkich kojarzy się lepiej? Tak naprawdę jedyną przesłanką do lockdownu powinna być całkowita zapaść służby zdrowia. Jeśli zaczniemy się do tego punktu zbliżać, może słuszniejsze i sprawiedliwsze będzie nie tylko zapowiadanie, ale wprowadzenie restrykcji dla niezaszczepionych. Jeszcze raz powtórzę: wygląda na to, że popychają oni resztę społeczeństwa ku katastrofie. Dlaczego wszyscy mają po równo ponosić konsekwencje ich uporu? Mam świadomość, że wymuszanie, choćby pośrednie, szczepiennego przymusu jest uwikłane w bolesne paradoksy. Szczepionki naprawdę są nie całkiem przetestowane, publiczne rozważane wątpliwości medycznych ekspertów, czy nie nakazywać brania kolejnych dawek, spory wokół skuteczności poszczególnych marek, tylko to potwierdzają. Lęk ma prawo pozostawać także w sercach zaszczepionych, i to jest zrozumiałe. Inni z kolei mają prawo do wahań (choć gdy wsłuchuję się w ich fantastyczne domniemania, moja tolerancja dla tych wahań słabnie). Ale obecne doświadczenie zmagań Wielkiej Brytanii z Deltą pokazuje, że lepiej użyć szczepionek jako masowej zapory niż nie. To z ich powodu między innymi tak mało ludzi idzie tam do szpitali (albo do grobów). W obliczu kataklizmu ciężko oczekiwać stuprocentowej pewności czegokolwiek. Ale coś jednak już wiemy. Zmusi nas Europa Nawet jeśli uniesiemy się honorem i odrzucimy logikę "segregacji", nie odrzucają jej najwyraźniej inne kraje. Marsz ku restrykcjom wobec niezaszczepionych to fakt pojawiający się to tu to tam, nie tylko we Francji. W warunkach globalnej gospodarki i globalnej przestrzeni sama izolacja wobec większości cywilizowanego świata to wystarczające zagrożenie. Prawda, rządy wymuszające szczepienia na swoich obywatelach zawsze będą niepewne długofalowych konsekwencji. Ale polski rząd nie będzie ponosił odpowiedzialności sam. To na wypadek, gdyby się przestraszył demagogii opozycji - w przeszłości raz nawołującej do szybkiego zamykania szkół, a wkrótce potem użalającej się nad biznesem tracącym zarobki z powodu zamrożenia. Jeśli do wyboru będzie lockdown dla wszystkich lub wymuszanie szczepień, dla mnie wybór jest oczywisty: to drugie. Jeśli rząd wybierze lockdown, dowiedzie tym kompletnego braku logiki. Jeśli wybierze i jedno i drugie, narazi się na gniew społeczny wszystkich stron sporu o pandemię, ale zwłaszcza zaszczepionych. Oni poczują się szczególnie oszukani, bo okaże się, że na nic ich dyscyplina i poświęcenie. Oczywiście rząd PiS musiałby się narazić jakiejś części swojego elektoratu. To południowa i wschodnia Polska, to prowincja w ogóle, garną się najwolniej do punktów szczepień. Ale przecież ponowne zamrażanie gospodarki i życia społecznego też przyniesie opór w tych segmentach społeczeństwa. Boję się braku logiki i rutyniarstwa naszych rządzących uzależnionych na dokładkę od medycznych ekspertów, którzy co do ogólnego kierunku myślenia bardziej mieli rację niż jej nie mieli. Ale którzy za bardzo zasmakowali w roli panów życia i śmierci zdolnych zamykać całe segmenty kraju. Na koniec podrzucę pytanie szczegółowe. Czy ktoś z rządzących zbadał, jak to się stało, że Francja zamknęła swoje szkoły na 10 tygodni, a Polska na 35 - przy podobnie przebiegającej pandemii? Jak tam zabezpieczono nauczycieli i uczniów, a czego nie umieliśmy zrobić my? Czy ktoś próbował porównywać doświadczenia? Minister Niedzielski? Minister Czarnek? Profesor Horban? Możliwe, że jednym ze scenariuszy powinno być, jeśli już cokolwiek mamy zamykać, tworzenie szczególnie chronionych stref życia społecznego, niby schronów wartych przetrwania. Na pewno dotyczy to szkół wraz z uczelniami, także placówek życia kulturalnego. Czy ktoś się tym zajmuje? Przypuszczam, że wątpię, mamy wszak wakacje. A mnie ogarnia złość na myśl o marnowaniu życia mojemu chrześniakowi.