Pan Damięcki jest przecież członkiem elity. Elity najbardziej, jak sobie to można wyobrazić, elitarnej i opiniotwórczej. A dla tej elity kapowanie na przyjaciół to nic złego. Ba, wręcz przeciwnie - zdemaskowany kapuś to dla niej ofiara prześladowań, męczennik i bohater walki z reżimem Kaczyńskich. Co mają do powiedzenia o przyjacielu kapusiu Daniel Olbrychski czy Marek Kondrat? Czy może znaleźli dla jego upadku bodaj słowo potępienia? Skądże znowu. Ich furię budzą tylko lustratorzy, IPN i media, które wyłamały się w tej sprawie spod dyktatu salonu. Ale żeby zobaczyć coś złego w donoszeniu na kolegów? W żadnym wypadku. Żaden z tych panów nie umknie kapusiowi ręki ani nie odmówi pójścia z nim na wódkę. Raczej pierwszy to zaproponuje, żeby na złość zrobić znienawidzonej IV Rzeczpospolitej, i żeby poczuć w głowie ten lekki szmerek "jakiż ja odważny jestem, jak ja walczę z reżimem!" Czas jakiś temu próbowano - nie wiem z jakim skutkiem - rozkręcić modę na "aborcyjne kaming ałty". Różne panie, którym zdarzyło się zabić własne dziecko, występowały publicznie, żeby oznajmić, iż właśnie to zrobiły, i nie mają z tego tytułu poczucia winy, przeciwnie, są dumne, że nie pozwoliły, żeby jakiś bachor decydował o ich życiu, i, jednym słowem, żeby zaapelować o naśladownictwo. Czy nie czas już pomyśleć o organizowaniu "kaming ałtów" lustracyjnych? Wychodzi na scenę taki Damięcki czy Roniker, opowiada, na kogo donosił, a przyjaciele szaleją, biją brawo, i prześcigają się, kto pierwszy dopadnie wychodzącego z ukrycia TW i serdecznie wyściska... Nie używam pojęć "wykształciuchy" i "łże-elita", drażni mnie ich ruska składnia. Ale jakichkolwiek słów używać, jedno dla mnie nie ulega kwestii: jeśli istnieje coś takiego jak elita, to po to, aby dawać warstwom niższym wzory - przyzwoitości, honoru, uczciwości. Aby swym istnieniem pokazywać, że nie wszystko, co nie jest zabronione kodeksami, jest dopuszczalne, i że aby stać się człowiekiem szanowanym, trzeba spełnić pewne wyśrubowane normy, dotyczące nie tylko posługiwania się nożem i widelcem. Skoro zaś u nas za elitę robi towarzystwo, które daje wzorce cwaniactwa i kolesiostwa, które, mówiąc górnolotnie, dają nam przykłady jedynie nihilizmu i moralnego relatywizmu, to powiem szczerze, że bez względu na profesjonalne osiągnięcia tworzących ją artystów czy profesorów - ja taką elitę mam gdzieś. Wolę być chamem.