Oczywiście chodzi o ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro, który zabrał głos w sprawie filmu fabularnego Agnieszki Holland "Zielona granica". Zacytujmy dokładnie wiadomość, którą polityk podzielił się z całym światem: "W III Rzeszy Niemcy produkowali propagandowe filmy pokazujące Polaków jako bandytów i morderców. Dziś mają od tego Agnieszkę Holland...". Zbigniew Ziobro podzielił się obszerniejszymi uwagami w audycji "Aktualności dnia" w "Radiu Maryja". Na radiowych falach powiedział, że reżyserka "wpisuje się w rosyjską propagandę, nawiązując do tradycji propagandowych filmów III Rzeszy. Nasi wrogowie angażowali się w rozmaite działania dezinformacyjne, zakłamując obraz Polski, by ją osłabiać". Co więcej, minister sprawiedliwości obecnego rządu nawiązał do wydarzeń XVIII wieku: "To tradycja targowicy, która jest ciemnymi kartami polskiej historii. Po stronie totalnej opozycji nie brakuje kontynuatorów tego dziedzictwa. W to wpisuje się pani Holland. Nazistowskie Niemcy produkowały takie filmy, by nas pokazać w fałszywym świetle, żeby osłabić wsparcie dla Polski". Czytaj rozmowę z Agnieszką Holland w serwisie Interia Film! Trailerowa podstawa wiedzy Film "Zielona granica" wchodzi na polskie ekrany za kilka tygodni. Światowa premiera odbędzie się we wtorek na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji. Jak zatem można się domyśleć, Zbigniew Ziobro wypowiada się na podstawie dostępnego trailera. Nie zaznaczył tego jednak na Twitterze. Wypowiedział jednoznaczną opinię o dziele i o reżyserce. W sieci pojawiało się wiele komentarzy osób oburzonych porównaniem. Pierwsze skojarzenia odsyłały do dzieł Leni Riefenstahl. Jednak właściwym punktem odniesienia dla opinii ministra wydaje się raczej 100-proc. antypolski film fabularny "Heimkehr" z 1941 roku. Reżyser Gustav Ucicky postawił sobie za cel stworzenie propagandowej wizji Polaków, która w zasadzie uzasadniać miała przemoc hitlerowców na ziemiach polskich. Okrucieństwo wobec Polaków w tej interpretacji stanowiło odwet za rzekome wcześniejsze prześladowania ludności niemieckiej w II RP. Nie trzeba chyba nikomu przypominać, że dzieła takie, jak film Ucicky'ego, wraz z cała machinerią propagandową Josepha Goebbelsa, służyły przekonywaniu, że zasadne jest popełnianie masowych zbrodni i terroryzowanie obywateli II RP. Łapanki, rozstrzelania, obozy - mam nadzieję, że nikomu nie trzeba przypominać akurat tych faktów z historii. Jednak dopiero, gdy naprawdę przypomnieć treść propagandowych dzieł z czasów III Rzeszy, do których na Twitterze nawiązywał minister rządu, zdajemy sobie sprawę z niestosowności takich analogii. Żyjemy we własnym państwie. Jesteśmy niesłychanie skonfliktowani politycznie, ale szczęśliwie nie doświadczamy żadnej okupacji. Jeśli będziemy chcieli palnąć dziejowe głupstwo geopolityczne, to możemy nawet wyjść z Unii Europejskiej czy opuścić NATO. Maksymalna suwerenność to maksymalna suwerenność. Na razie co najwyżej dokonujemy banalizacji tragedii, które dotknęły polski naród w XX wieku. W oczach młodych Polek i Polaków życie w niepodległym państwie będzie się mieszać z życiem w czasach okupacji. To bardzo lekkomyślna polityka. Z perspektywy międzypokoleniowej troski, dbania o kształcenie młodych roczników Rzeczypospolitej - nie uzasadnia jej żadne zwycięstwo w wyborach parlamentarnych jesienią. Granica będzie dzielić Spór o to, jak radzić sobie z problemem na granicy, jest sporem poważnym i potwornie złożonym. Gdy minister Ziobro chce bronić polityki swojego rządu, reżyserka zadaje pytania o moralną cenę, którą przychodzi za ową politykę zapłacić. W demokracji powinna mieć do tego prawo. Albowiem wolność słowa traktowana na serio - oznacza konieczność znoszenia opinii, których nie podzielamy i które są nam niemiłe. Od polityków zaś oczekuje się grubej skóry i powściągliwości języka, aby nie rozkręcać nadmiernie emocji współobywateli. W felietonach dla Interii wielokrotnie pisałem, że problem masowej migracji do Unii Europejskiej jest kosmicznie złożony. Nie ma żadnych prostych rozwiązań, o czym boleśnie przekonali się choćby zwolennicy brexitu. Jedni chcą wzmocnienia granic państwa narodowego, inni zaś okazywania międzyludzkiej solidarności. W gruncie rzeczy piramida ich wartości pozostaje trudna do pogodzenia. Konflikt polityczny na tym tle zatem będzie głęboki. Świadczą o tym podziały w obrębie samego Kościoła katolickiego, dobrze widoczne po tym, jak na południu Włoch papież Franciszek apelował o chrześcijańską jedność z nieszczęsnymi uchodźcami. Co do wizerunku naszego kraju za granicą, obecny rząd miał bite osiem lat i pełne środki państwa, aby się o niego zatroszczyć. Od bicia piany w polskich mediach niczego się nie zmienia. O porażce tych wizerunkowych wysiłków lepiej niż moje słowa zaświadczą ostatnie wypowiedzi byłego ministra spraw zagranicznych rządu PiS, Jacka Czaputowicza. W końcu ten polityk wie, o czym teraz tak krytycznie się wypowiada. Wreszcie ostatnia sprawa: zrównywanie Agnieszki Holland z twórcami propagandy hitlerowskiej po prostu budzi niesmak. Podobnie, jak skrajnie niestosowne było użycie słowa "szmalcownik" przez Zbigniewa Hołdysa pod adresem Marcina Mellera. Za dużo tragedii zdarzyło się na ziemiach dawnej II RP, żeby lekko rzucać takie słowa. Chyba że one są już zupełnie wypłukane z dawnego znaczenia. Że II wojna światowa także dla polityków prawicy i skrajnej prawicy, wbrew publicznym zapewnieniom, pełni tylko rolę narzędzia. Do myślenia daje, że na Twitterze ministra sprawiedliwości ostrej wypowiedzi na temat polskiej reżyserki znajdą Państwo wiadomość o miłym spacerze z psem i znalezieniu dużego grzyba.