Dlaczego Jarosław Kaczyński nie wciskał czerwonego przycisku?
Mówi się na to "hot button". Na rysunkach zawsze jest czerwony. Przycisk wciskany po to by wywołać eksplozję emocji u odbiorcy. Wywołać gniew, oburzenie, strach i w końcu - tak ważną - nienawiść. To dziś żelazny element polityki, a w ostatnich latach w Polsce tłucze się w niego niemiłosiernie, jak na dawnej poczcie pieczątką w listy. Wbrew politycznej sztuce i swojemu temperamentowi Jarosław Kaczyński na kongresie PiS w Katowicach zdecydował się tego przycisku nie używać. Czy to dobry pomysł?

Cel, sens i linię takiego wydarzenia wyznacza przemówienie prezesa. Jeśli Jarosław Kaczyński zdecyduje się na linię konfrontacyjną, będzie ostro i bojowo. Jeśli przyjmie linię aktywacyjno-agitacyjną, wydarzenie jest radosną manifestacją entuzjazmu z obowiązkową partyjną młodzieżą (głównie to dzieci działaczy) machającą chorągiewkami. Jeśli wyśle spokojny sygnał, że chce rozmawiać o rozwiązaniach, eksponować eksperckość to… może być jak w ten weekend.
Dwudniowy - długo przygotowywany - kongres PiS w Katowicach miał pokazać wyborcy: W czasie kiedy nasz przeciwnik skupiony jest na negatywnym przekazie, zemście, budzeniu złych emocji i demonów, u nas spokojna merytoryka. Nie wszyscy w PiS byli zadowoleni.
Virala nie będzie
Przemówienie prezesa niektórzy po cichu uznali za nudne, albo nawet pasujące do polityka, który rządzi, a nie walczy o władzę. Lider PiS nie skupił się na walce, odpowiadaniu na pogróżki ministra sprawiedliwości czy praworządności a'la Roman Giertych. Niektórzy tego oczekiwali, przecież w tym tygodniu zdecydowano się na bezprecedensowe zajęcie majątku byłego wiceministra sprawiedliwości w związku z decyzją urzędniczą przez niego podjętą. Akcji radośnie sekundowali rozliczni politycy rządzącej formacji, a także minister sprawiedliwości. A prezes zamiast o tym, zamiast o cierpieniu i przyszłym wymierzeniu sprawiedliwości, o mieszkalnictwie i służbie zdrowia.
Ten brak mocnych emocji dostrzegł Sławomir Mentzen, polityk ale też potężny influencer internetowy, wyśmiewający "zasięgi w sieci" wydarzenia. Jedynym elementem, który wzbudził trochę emocji, i to nieraz wśród dziennikarzy bliższych stronie konserwatywnej, jest "panel medialny" z udziałem najważniejszych osób, które nadzorowały media publiczne w czasach rządów PiS moderowany przez Joannę Lichocką. Jak podsumował, cytując Talleyranda, to wydarzenie Łukasz Jankowski z Radia Wnet (a także niezależnie od niego niżej podpisany): nic się nie nauczyli, niczego nie zapomnieli.
Ale nie oznacza to, że było to wydarzenie bez znaczenia, czy cała koncepcja była błędna. Dzisiejsze PiS z wielką strukturą, także społeczną, obrośnięte think-tankami i ekspertami związanymi z dawnym układem władzy, a dziś często ostro dyskutującymi ze sobą, pokazuje swoją wielką siłę merytoryczną. Wiedzę, doświadczenie i co ważne, zainteresowane rządzeniem jako wdrażaniem rozwiązań, zmienianiem rzeczywistości, a nie tylko grą o utrzymanie i poszerzanie wpływu, co wydaje się domeną dużej części polityków obecnej koalicji.
Merytoryka jest, co z emocjami?
PiS jest - zdarza się to nawet przyznawać niektórym przeciwnikom - jedyną partią przygotowaną do władzy. Ma doświadczenie ośmiu lat sprawowania władzy, przygotowywania się, a potem wdrażania lub prób wdrażania wielkich projektów. Projektów, co zabawne, które dziś przypisuje sobie ekipa Tuska, a które dzielą PiS-owców. Przykładem jest choćby rozpoczęcie budowy farmy wiatrowej na Bałtyku Baltic Power. Te wewnętrzne spory to dyskusje o polityce podczas pandemii, energetyce odnawialnej, przyjęciu KPO, krytyka Piątki dla zwierząt Jarosława Kaczyńskiego i w końcu, o polityce wobec Ukrainy. Są one oczywiście orężem w walce o władzę w partii, a w przyszłości, być może, w Polsce. Ale też są merytoryczne i pokazują zdolność wyciągania wniosków z własnych błędów, a czasem przesadnego krytycyzmu wobec działań własnej formacji (moim zdaniem tak jest w przypadku pandemii i Ukrainy).
W PO tego nie ma. Ale jest dynamika i marketingowa sprawność. Donald Tusk spotykający się ze swoim aktywem (bo on głównie jest na spotkaniach) w Piotrkowie Trybunalskim czy Pabianicach jest obśmiewany za tę, czy inną wypowiedź, ale podbija sieć. Władza, przechodząca poważny kryzys po czerwcowej klęsce, rusza do kontrofensywy. Donald Tusk chwali się cokolwiek dyskusyjnymi w obszarze czystych faktów, ale efektownymi medialnie "sukcesami". Jak rzekomym wyłączeniem Polski z Zielonego Ładu czy zmianami w systemie ETS2. Dochodzą - budzące spore wątpliwości - sondaże, przeprowadzane akurat teraz, dające Tuskowi wielkie zwycięstwo, oczywiście pod warunkiem, że do reszty anihiluje koalicjantów.
Z drugiej strony mieliśmy średnio udaną próbę obudzenia ulicznych emocji antyimigracyjną demonstracją. Teraz Jarosław Kaczyński uderzył w ton zupełnie inny. Spokojny i merytoryczny. Także dlatego, że kongres w Katowicach nie był wiecem wyborczym, który miałby porwać nieprzekonanych. Raczej pokazaniem jakie kierunki i jacy ludzie w partii będą się liczyć. Merytorycznym sygnałem do biznesu i potencjalnych partnerów - jesteśmy przygotowani.
Pytanie czy Prawo i Sprawiedliwość odnajdzie także klucz do społecznych emocji, które pomogą tej partii uzyskać dużo lepszy wynik, niż wróżą jej to dziś sondaże, tak jak udało się to zrobić w czasie ostatnich wyborów prezydenckich.
Wiktor Świetlik













