Tak to już z naszymi parlamentami kolejnych kadencji jest: kiedy ktoś próbuje uracjonalnić finanse publiczne, ukrócić marnotrawstwo, uporządkować biurokratyczny bałagan, natychmiast pojawia się opozycja. Ale kiedy idzie na głupią łatwiznę - o krytyce mowy nie ma. A czyż przedłużanie urlopów macierzyńskich to rzecz głupia, obruszy się ktoś? A owszem. Dlatego, że ubocznym, ale oczywistym i nieuchronnym skutkiem tego, co w zamyśle ma kobietom pomóc, jest w ogóle pozbawianie ich pracy. Trudno winić pracodawców. Po diabła, z ich punktu widzenia, zatrudniać kogoś, kto zaraz pójdzie na dwa lata na urlop i zablokuje etat, komplikując sytuację firmy i zwiększając jej koszty. To nie pracodawca (poza odosobnionymi przypadkami) jest ojcem tego dziecka, i nie jego interes dbać o matkę. Jego interesem jest dbać o swoją firmę, i dobrze, niech to właśnie robi, bo suma kondycji setek tysięcy firm wyznacza ogólną kondycję polskiej gospodarki, od której zależy przyszłość naszego narodu. W tym także skłonność polskich matek do rodzenia dzieci, i to znacznie bardziej, niż od urlopów czy becikowych. Niestety, ludzie nadający ton PiS-owi, w tego typu sprawach wykazują się uporem dinozaurów - ich wyobrażenie o funkcjonowaniu państwa łudząco przypomina Gomułkę. Pytany, co będzie, jeśli po wydłużeniu urlopów pracodawcy będą jeszcze bardziej niż teraz bronić się przed zatrudnianiem młodych kobiet, prezes Kaczyński potrafił się tylko obruszyć, że w takim razie się ich będzie zaskarżać. A co, jeśli pracodawca oficjalnie umotywuje odmowę zatrudnienia nie płcią, ale, na przykład, brakiem znajomości sanskrytu - bo jakie prawo zabrania mu wymagać tego od, dajmy na to, sklepowej? Czy PiS powoła specjalny urząd do kontrolowania takich przypadków? Lotne Inspekcje Babsko-Chłopskie na wzór jaruzelskich IRCh? A może niezawodny minister Dorn znowu błyśnie konceptem, żeby pracodawców "wziąć w kamasze" i wydać im rozkaz zatrudniania młodych mężatek?! Tak oto dotykamy sprawy najbardziej dla IV RP fatalnej. To samo myślenie, które stoi za determinacją jej budowniczych w dążeniu do oczyszczenia państwa z rozmaitych czerwonych pajęczyn - oczyszczenia, którego skądinąd Polska rozpaczliwie wręcz potrzebuje - czyni ich kompletnie niezdolnymi do budowania państwa nowoczesnego i normalnie funkcjonującego! Przez kilkanaście lat rządzili nami pseudoliberałowie, wyznawcy hasełka, że wolny rynek oczywiście tak, ale pierwszy milion trzeba ukraść (i ile się da następnych też). Teraz, jak się zdaje, mamy u władzy ludzi, którzy stanowią ich DOKŁADNE przeciwieństwo. A to też nie to, o co chodzi.