Marna frekwencja spowodowała, że opozycji nie udało się udowodnić, iż cała Polska ma już dosyć rządów kompanii braci Kaczyńskich, a rządzącym przekonać, że nic się nie stało, a PiS jest niezmiennie mocny. Piękne czasy... Na uliczne demonstracje przyjeżdża się teraz rządowymi i partyjnymi limuzynami. Obrazek dwóch lancii czy innych volvo jadących karnie tuż za pochodem LPR-u był naprawdę zabawny. Tak zabawny jak zabawna jest idea jest demonstrowania na ulicach własnych poglądów przez partie, które są w parlamencie i na trudności w dostępie do mediów narzekać nie mogą. Ale niech tam, niech sobie demonstrują. Tylko niech nie krzyczą wszędzie "Tu jest Polska!". Bo to zgrane... Byłem, widziałem wszystkie trzy manifestacje, wynik starcia ulicznego oceniam remisowo. Choć ze wskazaniem na PiS. Bo to w końcu Platforma przekonuje, że Polacy jak kania dżdżu łakną końca dni obecnych rządów, że mają dosyć, że są wściekli, rozgoryczeni i bojowo nastawieni do rzeczywistości. No to jeśli jest tak źle - czyli tak dobrze (dla Platformy), to dlaczego wściekłość, rozgoryczenie i bojowość potrafią ściągnąć na demonstrację jedną dwusetną tych, którzy głosowali na PO? Albo coś nie tak z tą wściekłością, albo z partią, która chce "dawać narodowi nadzieję na lepszą przyszłość". Demonstracje nie są jednak w stanie przykryć i przysłonić faktu, że nasze życie polityczne buksuje ostatnio w miejscu. I wszyscy grają w nim grę pozorów. PiS odgrywa wiarę w zbudowanie silnej większości dla rządu. Z kim? Z PSL-em. Tyle że nieubłagane prawa matematyki podpowiadają, że nawet z PSL-em do większości będzie brakowało jakiś 6-7 głosów. A w dodatku ich część to głosy "ludzi o marnej reputacji" z którymi premier nigdy więcej nie chciałby mieć do czynienia. Ale PiS udaje, że tego nie zauważa i opowiada dalej, że albo większość, albo wybory. Choć już przebąkuje, że nawet jeśli wybory, to na wiosnę. Dlaczego wiosnę? "Bo Polska to kraj, który rozprzestrzenia się między 49. a 54. stopniem długości geograficznej i średnia temperatura roczna wynosi 7,8 stopnia Celsjusza. A w zimie czasem wynosi minus 15. I dlatego nie należy Polaków namawiać na zimowe wybory" - tak - skądinąd dowcipnie - tłumaczy to Jacek Kurski. Dowcipna opozycja z kolei przekonuje, że nie marzy o niczym innym, tylko o szybkich wyborach. Stara się - jak może - rozhuśtać emocje wokół Begergate. Ale jak Lepper proponuje Platformie, żeby złożyć wniosek o konstruktywne wotum nieufności i tym sposobem doprowadzić do rozwiązania Sejmu, to Tuska oblatuje strach. I mówi, że to nie tak, że nie ma sensu, że takie sztuczki nie są fair. Politycy Platformy tłumaczą mi po cichu, że tak naprawdę to chcieliby, żeby PiS jeszcze trochę pomęczył się poszukiwaniami koalicjantów, trochę powykrwawiał w kolejnych kryzysach i utorował PO drogę do bezdyskusyjnego zwycięstwa wyborczego. Taktyka ryzykowna, sondaże mogą się odwrócić, choć dotąd udowadniały, że nie ma takiej partii, która po trudach rządzenia potrafiłaby ponownie sięgnąć po zwycięstwo.