Czy rozmawiać z niemiecką AfD? Można, ale bez naiwnej wiary w cuda
Czy prof. Andrzej Nowak będzie pionierem współdziałania polskiej i niemieckiej prawicy? Może, ale pełne wyrównanie stanowisk wymagałoby porzucenia przez PiS polskiego interesu narodowego.

Na tle innych wydarzeń wyprawa profesora Andrzeja Nowaka do Berlina mogła zginąć. To wybitny polski historyk, autor m. in. wielu tomów historii Polski, gorący zwolennik tradycyjnej polityki historycznej, nakierowanej na rozbudzanie w Polakach narodowej dumy.
To także człowiek ocierający się raz po raz o politykę. To on ogłosił kandydaturę Karola Nawrockiego na prezydenta w imieniu komitetu obywatelskiego. Dziś jest społecznym doradcą głowy państwa. Podkreślał jednak, że do Niemiec jedzie jako osoba prywatna.
Zwykła rozmowa czy międzynarodówka?
A pojechał na wspólną konferencję z politykami Alternative für Deutschland (Alternatywy dla Niemiec), partii eurosceptycznej i do pewnego stopnia nacjonalistycznej. Była to inicjatywa samych Niemców. Formalny temat spotkania "Dom Polsko-Niemiecki. Most czy oszustwo?" - dotyczył relacji obu państw i narodów właśnie w kontekście polityki historycznej. Rząd niemiecki obiecał stworzenie takiego domu mającego przypominać m.in. o wojennym męczeństwie Polaków.
Nowak zawiózł tam takie myśli, jak ta, że Niemcy często nie zauważają Polaków. Profesor zapowiedział, że będzie przestrzegał przed ewentualnymi przymiarkami do dogadywania się Niemiec z Rosją kosztem Polaków.
Równocześnie zastrzegał się: "Jeżeli te rozmowy nie doprowadzą do niczego dobrego - biorę to pod uwagę - to będzie to mój błąd i tylko mój koszt. Natomiast jeżeli pozwolą dotrzeć do części opinii niemieckiej z informacją, jak wyglądała II wojna światowa i jakie było w niej miejsce Polaków po stronie ofiar, a nie sprawców, to będę uważał swoje tutaj parę słów za niezmarnowane".
Nie przekonało to polskiego mainstreamu i koalicji rządzącej. "Wyborcza" zaatakowała wyprawę Nowaka, kreśląc wizję mrocznej antyeuropejskiej i prorosyjskiej międzynarodówki. Szef MSZ Radosław Sikorski ogłosił, że jego resort odradza historykowi udział w konferencji. "Trzeba wyjątkowej krótkowzroczności, aby z zapiekłości do Unii Europejskiej legitymizować niemieckich rewizjonistów" - napisał polityk na platformie X.
Skoro AfD jest partią rehabilitującą niemieckie tradycje narodowe, zderza się z problemem stosunku do dziejów XX wieku, w tym do III Rzeszy. Jeden z najważniejszych jej polityków Alexander Gauland wzywał do rehabilitacji tradycji Wehrmachtu. Kay Nerstheimer, działacz AfD z Berlina, promował film oskarżający Polskę o wywołanie II wojny światowej. Aktywistom niższych szczebli zdarzały się elegijne wypowiedzi o Adolfie Hitlerze. Panuje przekonanie, że AfD ma rewizjonistyczne nastawienie wobec zachodniej granicy Polski. Choć partyjne dokumenty na ten temat nie powstały.
Andrzej Nowak mówił, że w AfD są ludzie o różnych poglądach na ten temat. Mógł się powołać choćby na Thomasa Froelicha, eurodeputowanego polskiego pochodzenia, który bronił w Parlamencie Europejskim polskiej prawicy przed polityką Donalda Tuska. Tyle że on nie poruszał tematów historycznych. Znamienne, że do tej pory w europarlamencie PiS nie współdziała z grupą parlamentarną, do której należy AfD. Współpracuje z nią za to część parlamentarzystów Konfederacji. Można rzec, że Nowak jest pionierem w sferze przełamywania izolacji polskiej i niemieckiej prawicy.
Czy mu się to udało? Opowiadał niemieckim politykom o Polakach jako ofiarach drugiej wojny światowej. Poruszył nawet temat reparacji. I zarazem potępiał politykę izolowania tej formacji w polityce niemieckiej. Federalny Urząd Ochrony Konstytucji uznaje ją za ekstremistyczną, a w ostatnich wyborach dostała 20 proc. poparcia. Nowak chwalił Unię Europejską za to, że zapobiega wojnie na kontynencie, ale przestrzegał przed "antynarodową ideologią".
W konferencji brało udział trzech niemieckich polityków. Z opisu zdarzenia wynika, że częściej pytali niż formułowali wnioski. Choć wsparli Nowaka w konkluzji, że Dom Polsko-Niemiecki powinien być wspólną inicjatywę, a Polacy powinni mieć wpływ na jego kształt. Jeden z posłów AfD Goetz Froemming w wypowiedziach dla polskich prawicowych telewizji wyrażał nadzieję na współdziałanie w takich sprawach jak przeciwstawianie się niekontrolowaniem migracji i unijnej polityce klimatycznej.
Porzucić odwieczną wrogość?
Prof. Nowak opowiadał z kolei, że Niemcy przecież nie zawsze byli wrogami Polaków. Rzecz w tym, że schemat "odwiecznego wroga" to codzienna śpiewka ludzi PiS. Którzy w wielu sprawach miewają rację, zwłaszcza w wychwytywaniu zbytniej uległości ekipy Tuska wobec Berlina. Ale przy okazji nie pozwalają nawet na chwilowe złagodzenie myślenia o zachodnich sąsiadach. Polska prawica miałaby teraz porzucić tę postawę w imię ideologicznej bliskości wobec AfD? Byłby to cud, a prof. Nowak byłby pionierem czegoś na skalę pojednania niemiecko-francuskiego po II wojnie światowej.
Podpowiem od razu: nie ogłaszajmy cudów. Mamy do czynienia z dwiema partiami narodowej prawicy. Dla nich tzw interes narodowy jest szczególnie ważny. Wiec tworzenie przez nie "międzynarodówek" jest szczególnie trudne.
Nie porusza mnie kwalifikacja AfD jako "skrajnej prawicy". Nie jest dla mnie ekstremizmem ani kwestionowanie przemiany Unii Europejskiej w superpaństwo, ani opór wobec masowej migracji, ani krytyka kosztownej i hamującej europejską gospodarkę polityki klimatycznej.
Co więcej, polska prawica przedstawia centralizację UE jako przedsięwzięcie niemieckie. Jeśli AfD po którychś tam wyborach przejęłaby władzę i zatrzymała ten proces, byłoby to w interesie Polski.
Jeden problem - Rosja
Ale jest druga strona medalu. AfD jest partią prorosyjską. Takie są przeważnie zachodnie partie eurosceptyczne, a w tym przypadku chodzi o kontynuację kilkuset lat niemieckiej geopolityki, przerwanej tylko na chwilę.
Co więcej, politycy AfD mogli grzecznie wysłuchać polskiego gościa. Ale są z partii mającej przywracać Niemcom narodową dumą. To koliduje z polską opowieścią o zdarzeniach wieku XX, a i wcześniejszych. Skoro nawet niemiecki liberalny mainstream ma dosyć słuchania o zbrodniach dziadków, oni tym bardziej. Jeśli nawet liderzy zaczęliby wykonywać gesty wobec polskich racji, do porządku przywoła ich elektorat. Zupełnie tak samo jak prawicowy elektorat wymusza na politykach PiS skręt w kierunku antyukraińskim. Bo takie są nastroje.
Rozmawiać zawsze warto, jeśli jest zaproszenie. Ale z poczuciem, jakie są realia. Można sobie wyobrazić ograniczone współdziałanie w konfrontacji z globalistycznymi elitami europejskimi. Ale do wyrównania stanowisk dochodzić nie powinno.
Ostatnio Klub Jagielloński prowadzi krucjatę w sprawie kopiowania przez polską prawicę wzorców trumpizmu. Piętnuje tę postawę nawet przesadnie, bo w walce z polityczną poprawnością istnieje wspólnota języka i celów. Jest w tym jednak racja o tyle, że polski interes narodowy zupełnie się nie pokrywa z interesem i poglądami Donalda Trumpa.
Gdybyśmy się próbowali dostosowywać do geopolityki AfD, byłby to jeszcze większy absurd. Porzucenie czujności wobec Rosji byłoby zbrodnią wobec polskiego interesu. Już dziś widzę pokusy części prawicowców, aby pójść taką drogą, ale mam nadzieję, że to nigdy nie będzie dominujący kurs.
W zasadzie cała niemiecka scena polityczna ma inne podejście do Rosji niż my. Ujawniły to ostatnie opowieści Angeli Merkel, że w roku 2021 trzeba było dogadać się z Putinem. Ale niemieccy nacjonaliści wydają się być szczególnie skazani na prorosyjskość. No chyba że jakiś cud ich z tego wyleczy. Ale cuda zdarzają się rzadko.
Piotr Zaremba














