Przed rosyjskim atakiem na Gruzję w 2008 roku miało miejsce ważne wydarzenie. W kwietniu 2007 roku Moskwa przeprowadziła masowy cyberatak na Estonię. Przez trzy tygodnie usiłowano zhakować państwo. Wyłączone zostały strony internetowe instytucji państwowych, partii politycznych, środków masowego przekazu, ale także wiodących instytucji biznesowych. Cyberatak miał miejsce zaledwie dwa miesiące po słynnym, antyzachodnim przemówieniu Władimira Putina na temat polityki zagranicznej w Monachium. CZYTAJ WIĘCEJ: Podział Ukrainy, czyli co niektórym na Zachodzie wciąż chodzi po głowach Prezydent Rosji groził palcem również krajom Europy Środkowo-Wschodniej. W tamtym czasie debatowano nad rozmieszczeniem systemu obrony przeciwrakietowej w krajach postkomunistycznych. W duchu zimnowojennym prezydent Putin ignorował poglądy niezależnych krajów regionu. Przemawiał ponad ich głowami. W odpowiedzi ówczesny czeski minister spraw zagranicznych, Karel Schwarzenberg, powiedział gniewnie: "Republika Czeska podejmie suwerenną decyzję w sprawie swojego udziału w projekcie tarczy". Po agresji na Gruzję w 2008 roku, straumatyzowany cyberatakiem prezydent Estonii Toomas Hendrik Ilves ostrzegał Zachód: "Wojna rosyjsko-gruzińska jest dla Unii Europejskiej kamieniem milowym w kształtowaniu europejskiej polityki bezpieczeństwa w przyszłości. Europa musi ponownie ocenić całą swoją obecną politykę bezpieczeństwa i zagraniczną oraz dostosować ją do nowej rzeczywistości". Polska zaatakowana Przypominam o cyberataku na postkomunistyczny kraj sprzed lat, albowiem mało kto publicznie mówi, że od dawna jesteśmy przedmiotem zmasowanych agresji w sieci. Niewiarygodne jak polska kampania wyborcza bywa oderwana od realnych zagrożeń. Trudno się oprzeć wrażeniu, że politycy celowo wybierają polaryzujące tematy - bez znaczenia (patrz: pytania referendalne). To o wiele łatwiejsze, zamiast zbliżyć się do problemów piekielnie trudnych - ale prawdziwych (pisałem o tym wcześniej, że jednym z omijanych tematów jest to, jak - naprawdę - rozwiązywać skomplikowany kryzys uchodźczy, gdy kosztowny płot okazał się tylko fasadą). I oto następny gigantyczny problem. Jedna z rosyjskich grup przestępczych przeprowadziła atak na instytucje bankowe w Polsce. Włamano się na kilka ważnych stron internetowych, próbowano zablokować Giełdę Papierów Wartościowych. O sukcesach hackerów mało kto z finansistów chce otwarcie i długo mówić. Incydenty ostatecznie mogą podważać zaufanie klientów do banków i innych instytucji. CZYTAJ WIĘCEJ: Ambicje Putina nie maleją. Od Ukrainy po Afrykę Tymczasem a propos zaufania, jak się dowiadujemy, zaatakowano również nasz "Profil Zaufany". Dopiero retrospektywnie przypominamy sobie, że dopiero co uderzono w strony najważniejszych polskich gazet. Nasza otumaniająca polaryzacja idzie tak daleko, że, chociaż rosyjski cyberatak wymierzony był wtedy jednocześnie w całe polityczne spektrum gazet - od "Gazety Wyborczej" i "Polityki" po strony "Gazety Polskiej" i "Sieci" - nie zareagowano na ten atak wspólnym frontem. Hymn rosyjski w PKP Zmasowane ataki dotykają oczywiście instytucje krytyczne. Dopiero co uderzono w stronę Służby Kontrwywiadu Wojskowego. I kolejne przykłady można mnożyć. W zasadzie do mediów przebiło się na dłużej to, że kolejarze usłyszeli na swojej częstotliwości hymn Rosji wraz z przemówieniem prezydenta Putina. To przypomnienie, że z Rosją jesteśmy już na brutalnej wojnie - tyle że to jest cyberwojna. Rozmycie podstawowych pojęć, jak "wojna", ma dwa końce. Z jednej strony, pozwala na to, by nie uznać takich wydarzeń za casus belli, nie sięgać po słynny art. 5 NATO. I raczej pomagać Ukrainie, która prowadzi klasyczną wojnę z Rosją. Z drugiej jednak strony, owo "tolerowanie" cyberataków pozwala na przesuwanie kolejnych granic - i coraz bliżej realu. Próby hakowania kolejnych instytucji cywilnych czy państwowych odbywają się w sposób niemal zupełnie bezkarnie. CZYTAJ WIĘCEJ: "Pamiętajcie o tym ryżym!" Znamy już przecież w Europie cyberataki na elektrownie, szpitale czy pociągi. Żądanie okupów. Nietrudno sobie wyobrazić, że z terytorium obcego państwa można doprowadzić do wielkiej katastrofy na terytorium drugiego. Przy obecnych standardach nadal nie będzie to powód do uznania, że mamy do czynienia z rozpoczęciem wojny. Na marginesie zauważmy, że koszty wprowadzania odpowiednich zabezpieczeń informatycznych rosną dramatycznie. W zasadzie powinno się zbudować ponadpartyjną koalicję do spraw zapewnienia bezpieczeństwa. Przygotowywać wieloletni plan działania i budować politykę komunikacji z obywatelami. Nic z tego oczywiście nie będzie. Można odnieść wrażenie, że w cyberprzestrzeni panuje jak gdyby lato roku 1939. Wciąż łudzimy się, że w cyberprzestrzeni nie dojdzie do najgorszego. Spłaszczająca umysły polaryzacja partyjna hula. A w głównym nurcie toczą się prowincjonalne spory o to, kto ma być na tej czy innej liście wyborczej. Polska polityka jest naprawdę godna pożałowania. Jarosław Kuisz