Czy omerta jest jedynym kapitałem społecznym w Polsce?
Jaki obóz polityczny w Polsce potrafi lepiej zachować dyscyplinę i "solidarność" wokół zdobytych łupów i wobec zagrożenia rozliczeniami? Zjednoczona Prawica po przegranych wyborach parlamentarnych czy "koalicja 15 października" po przegranej jej kandydata w wyborach prezydenckich? Ja widzę więcej "solidarności" w zachowaniu ZP po utracie władzy, niż w zachowaniu koalicji po przegranej Trzaskowskiego.

Chcąc być nowoczesnym i pozostawać w zgodzie z rządzącymi recepcją mej twórczości algorytmami, zacznę ten felieton od cytatu z AI. "Omerta to włoskie słowo oznaczające zmowę milczenia. Oznacza on obowiązek milczenia w obliczu organów ścigania, brak współpracy z policją i zakaz informowania o czynach popełnianych przez członków organizacji. W praktyce omerta to nie tylko nie udzielanie informacji, ale również aktywne utrudnianie śledztw i wzajemna ochrona".
Jakiemu obozowi politycznemu przypisać tę definicję - Zjednoczonej Prawicy po porażce w 2023 roku czy "koalicji 15 kwietnia" po porażce jej kandydata w wyborach prezydenckich?
Zjednoczona Prawica zachowała "solidarność" po klęsce
W czasie ośmiu lat wspólnych rządów politycy Zjednoczonej Prawicy pałali do siebie tak samo ciepłymi uczuciami jak liderzy i pomniejsi politycy obecnej koalicji. Może nawet pałali uczuciami gorętszymi, na co dowodem były haki (podsłuchy CBA) zbierane przez Mariusza Kamińskiego na Mateusza Morawieckiego (użyte później przez rząd Tuska do ścigania urzędników RARS), ataki Ziobry na Morawieckiego za "miękkość", podchody jednych frakcji pod stanowiska w państwowych spółkach zajmowane przez inne frakcje, a wreszcie zablokowanie w 2022 i 2023 roku pieniędzy z KPO dla Polski nie przez Unię Europejską, ale przez prezydenta Andrzeja Dudę i Zbigniewa Ziobrę, którzy w Sejmie i Trybunale Konstytucyjnym skutecznie zniweczyli działania i ustalenia, dzięki którym premier Morawiecki i jego najbardziej kompetentny minister Konrad Szymański mogli uzyskać te pieniądze jeszcze przed wyborami, jeszcze dla rządu Zjednoczonej Prawicy.
Kiedy jednak po przegranych wyborach, po utracie władzy, w oczy Zjednoczonej Prawicy zajrzała śmierć, czyli Tusk, jej liderzy zwarli szeregi. Nadal nienawidzili się po cichu, czasem nawet dawali swym emocjom upust w salonikach przed wejściem do telewizyjnego studia. Jednak kiedy ruszały kamery, deklamowali przekaz dnia o "jedności", co najwyżej o "skrzydłach", jakie trzeba rozwinąć (mniej lub bardziej w prawo), aby obalić "nielegalny rząd Tuska". Wiedzieli, że od zachowania jedności zależy samo ich przeżycie.
Koalicja po klęsce kłóci się publicznie
Po przegranych wyborach prezydenckich koalicja zachowuje się nieco inaczej. Brudy pierze w świetle reflektorów i w mediach społecznościowych. Transparentność obowiązuje, choć akurat w obszarze, w którym przydałoby się nieco prywatności i hipokryzji.
Rozpad Trzeciej Drogi i sposób, w jaki się ten rozpad dokonał, jest kolejnym już dowodem na to, że koalicja nie poszła po rozum do głowy po pierwszej poważnej porażce. Hołownia dowiedział się o decyzji PSL likwidującej Trzecią Drogę z mediów i w mediach na nią zareagował. PSL twierdzi, że Hołownia miał dowiedzieć się nieco bardziej prywatnie, lojalnie, zanim rzecz trafi do mediów. Tak się nie stało i rozwód nie okazał się "aksamitny".
Do czego ten rozwód potrzebny jest PSL-owi? Nie wiem. W przeciwieństwie do wielu publicystów bardziej postępowych ode mnie rozumiem sens i potrzebę istnienia konserwatywnego skrzydła koalicji, jakim jest PSL. Tusk też zahodował sobie takie skrzydło na własnym ramieniu, ale w wykonaniu Ludowców mogło ono być bardziej efektywne.
Aby tak się stało, PSL musiało jednak odzyskać choćby część elektoratu wiejskiego straconego przez przez osiem lat rządów Zjednoczonej Prawicy, wraz z rozpruwaniem, przejmowaniem, kupowaniem i szantażowaniem jego działaczy i całych terenowych struktur.
Kiedy PiS przestało rządzić, straciło też narzędzia do niszczenia PSL-u. Żadne jednak późniejsze wybory (europejskie, samorządowe, prezydenckie) i żadne sondaże nie potwierdzają, że PSL-owi odbicie choćby kawałka wsi się udało.
Bez odzyskania wsi "miejski konserwatyzm" PSL-u czyni Ludowców partią bez elektoratu, bez adresata, zawieszoną w próżni. Pozbycie się Hołowni w niczym tu nie pomoże, bo Hołownia na wsi nie był ani pomocą, ani obciążeniem.
Polskiej lewicy i prawicy udało się uruchomić w naszym kraju wojnę kulturową, zaimportować ją z USA i Europy Zachodniej. Wojna kulturowa sprawia, że wieś i małe miasteczka są reakcyjne (nieraz do granic absurdu), a większe miasta "postępowe" (nieraz do granic absurdu). W dodatku na wsi grasuje Kościół Rydzyka i Jędraszewskiego (nie mówię tu o Kościele katolickim, bo ten jest nieco większy i nieco ciekawszy), a w wielkich miastach grasuje laicyzacja. Na wsi młodzież, jeśli nie jest PiS-owska, jest Konfederacka. W wielkich miastach, jeśli nie jest na lewym skrzydle KO, to jest u Biejat albo u Zandberga.
Gdzie tu miejsce dla PSL-owskiego konserwatyzmu, jeśli Ludowcy nie odzyskają (a nie odzyskują) wsi?
Dla Hołowni rozpad Trzeciej Drogi ma jeszcze mniej sensu. Wszedł do polityki jako "antysystemowiec", będąc już w polityce "antysystemowcem" pozostać nie mógł. Dzieli więc los Palikota, Kukiza, Biedronia. Pozwólcie chwilę porządzić Konfederacji albo Zandbergowi, najlepiej w jakiejś szerokiej koalicji, a też będą mieli kłopoty z "odpływem antysystemowych wyborców" (Zandberg skokowo mniejsze niż Konfederacja, bo i wyborców ma skokowo mniej).
Tusk może na rozpadzie Trzeciej Drogi skorzystać, ale może sobie połamać na tym zęby. Może mieć nadzieję, że ludzi Hołowni i PSL-owców przekona za dwa lata do jednej listy (którą on będzie układał) i ta jedna lista wyprzedzi PiS i wyprzedzi Konfederację, zmniejszając ich przewagę nad "obozem liberalnej Polski" albo wręcz tę przewagę niwelując.
Jednak może też być zupełnie inaczej. Hołownia i PSL, jak im polityczna śmierć zajrzy w oczy (już zagląda), mogą stać się nie bardziej pragmatyczni, ale bardziej histeryczni. Histeria pokłóconych koalicjantów (szczególnie tych, którym śmierć zagląda w oczy) może uczynić rekonstrukcję rządu jeszcze trudniejszą.
Omerta czy projekt?
Czy w Polsce jedynym kapitałem społecznym jest omerta, solidarność wokół zgromadzonych łupów i zupełnie podstawowy instynkt przeżycia? Czy koalicjanci pójdą po rozum do głowy, czy połączy ich choćby omerta (tak jak połączyła prawicę), jeśli żaden projekt połączyć ich nie potrafi? Przekonamy się o tym już w czasie rekonstrukcji rządu.
Na razie nie widać, aby Donald Tusk i jego koalicjanci znali odpowiedź na przegraną Trzaskowskiego z Nawrockim. Może będą mieli dwa lata na jej znalezienie, a może tylko parę miesięcy.