Hm, przyjąłem ten apel z tak zwanymi mieszanymi uczuciami. Bo rzeczywiście, tak właśnie wyglądały rządy PiS-u, to były czasy bardziej wschodnie niż zachodnie, choć ja sam opisałbym je mniej egzaltowanymi słowami. Ale każdy pisze jak lubi, ważniejsza jest myśl niż forma. Skąd więc moje wątpliwości? Ano, po prostu, niezbyt wierzę w tego rodzaju apele. W tę wiarę - że Kuba powie, a naród go posłucha. Owszem, posłuchają go, ale przekonani. Po drugie, mam wrażenie, że niezbyt poważnie wygląda demokracja, jeżeli rolę drogowskazów (politycznych, moralnych itd.) pełnią celebryci. Rozumiem, że takie teraz czasy, że tzw. medialność liczy się najmocniej, ale nie znaczy to, że jestem tym zachwycony. To jest w ogóle dość osobliwa kampania wyborcza - bo wielką rolę odegrali w niej znani rockmani, w wieku zaawansowanym, których opinie na temat polityki, polityków, mediów, były cytowane i powtarzane z wielkim namaszczeniem. Profesorowie, eksperci, poszli w kąt. Zastąpili ich fachowcy od wytwarzania emocji. Więc co z tymi emocjami? Na mojego czuja targają one Polakami, i to one w wielkim stopniu określają ich wyborcze decyzje. Spójrzmy zresztą na sondaże - jak falują. Te wszystkie w górę i w dół to przecież nie jest efekt tego, że sondażownie chcą nas oszukać, tylko raczej tego, że trudno im uchwycić owego statystycznego Kowalskiego. Bo on dziś chce tak, a jutro inaczej. Polska nie jest więc krajem, tak jak zasiedziałe zachodnie demokracje, w którym głosowanie jest manifestacją przynależności do formacji, a polityczne preferencje wręcz się dziedziczy. U nas jest inaczej - wyborcy chodzą od ściany do ściany, niewierni są z zasady. A ponieważ emocjonalnie traktują politykę, więc i na emocjach liderzy partii grają. W tej dziedzinie królem jest Jarosław Kaczyński. Mamy wiec emocje smoleńskie, emocje obrońców krzyża... Ale nie tylko. Kaczyński ma przecież wiele twarzy. Raz jest więc radiomaryjny, innym razem antyrosyjski i antyniemiecki, kiedy indziej - prawie lewicowy (kiedy wygłasza ciepłe słowa o Gierku i Oleksym). Do wyboru, do koloru... Paleta PiS-owskich emocji jest zresztą szersza. Mamy wiec strach - że bandyci będą rządzić na ulicach. Mamy obawy - że źli politycy (tzn. wrogowie Kaczyńskiego) przefrymarczą majątek narodowy. Mamy zazdrość - że jednym się udało, a nam nie. I na pewno było to niesprawiedliwe... Takich ludzi Wojewódzki nie przekona - bo za te pieniądze, które on wydaje na trampki, oni żyliby przez dwa tygodnie. Ale i Tusk zaczął podgrzewać emocje. Wsłuchajmy się w to, co on opowiada! On też straszy - i to jak! Że oto nadciąga wielki kryzys, i tylko on jest w stanie nas-Polaków, przez ciężkie dni przeprowadzić. Suchą nogą. Bo inni - to wykoleją kraj. To są okrzyki Stefka Burczymuchy. Akurat w sprawach finansów i gospodarki lepszą ekipę od PO miała lewica, a i PiS nie był sierotą, bo podkupywał od Platformy fachowców. Więc gdy historyk Tusk opowiada, że on jest gwarancją sprawnej gospodarki, jest to dosyć śmieszne. Ale ważniejsze w tym wszystkim jest coś innego - straszenie. Wielkim kryzysem, IV RP, zemstą Kaczyńskiego. Na negatywnych emocjach gra również Palikot. I to jak! Pazerny Kościół - to pierwszy czarny lud. Radio Maryja - to drugi. Jarosław Kaczyński - o, przed jego powrotem Palikot chce nas bronić, bo - jak przestrzega - marzy się mu zamordyzm i taki bardziej wschodni model "demokracji". Donald Tusk - tu mamy inne uczucia: że zawiódł elektorat, nie zrobił tego co obiecał, rozsiadł się na fotelach władzy, i zasnął. Myślę też, że trochę straszy PSL - że gdy ich nie stanie, to kto będzie bronił rolników? I myślę, że w ogóle nie straszy SLD, i to jest jeden z powodów, że tak trudno cokolwiek z jego kampanii zapamiętać. To powszechne straszenie, napuszczanie ludzi na prawdziwych (to rzadko) lub wyimaginowanych (przeważnie) wrogów, nie jest jakąś polską specyfiką. To dzieje się w świecie, pisał o tym Zygmunt Baumann, tłumacząc, ze skoro politycy coraz mniej mogą, to budują swoją legitymację do rządzenia strasząc. Przed terrorystami, przed kryzysem, przed dziurą ozonową i tak dalej... Muszą znaleźć jakieś uzasadnienie do swego istnienia. Tylko że w Polsce to straszenie to jest karykatura. I napuszczanie jednych na drugich. To dewastuje życie publiczne, skłóca ludzi. Utrudnia rzeczowe działanie, bo skoro wciąż trzeba albo atakować, albo bronić, my na nich, to gdzie tu miejsce na namysł, rozważenie za i przeciw. To wszystko zastąpić ma huśtawka emocji. I dlatego eksperci od show są coraz ważniejsi. Robert Walenciak Nie wiesz, na kogo głosować? Zadaj swoje pytania politykom w przedwyborczej debacie online portalu INTERIA.PL i sprawdź, poglądy której partii najlepiej odpowiadają twoim przekonaniom!