Warto sprecyzować, że "Tusk jest autorytarnym dyktatorem" tylko dla lewicy w rodzaju Razem, a także (co już jest większym problemem dla Koalicji 15 Października) dla medialnego zaplecza tej formacji w bardzo różnym wieku, wygodnie uplasowanego w różnych liberalnych mediach i przekaz tych mediów całkowicie paraliżującego. Lewica polityczna, lewica koalicyjna, która ma wyborców, czasami nawet rządzi na poziomie samorządowym, więc jeszcze nie ześwirowała, używa bardziej racjonalnego języka - nawet do koalicyjnych negocjacji i kłótni. Kara za "konserwatyzm" i "burżuazyjność" Razem i "dobrzy państwo", którzy ich wspierają, karzą Tuska, koalicję i rząd przede wszystkim za brak liberalizacji aborcji. Choć większość kobiet głosujących w Polsce po roku 1989 nigdy nie poparła partii, która opowiadała się za pełną liberalizacją aborcji, więc zanim odrzucimy jakikolwiek aborcyjny kompromis (słowo wypowiadane przez "dobrych państwa" z głęboką pogardą), należałoby wiele spośród tych kobiet przekonać. I to w języku zupełnie odwrotnym od języka "aborcja jest ok! aborcja jest super!". Zamiast tego "dobrzy państwo" przemawiający w mediach "w imieniu wszystkich Polek" sugerują, że większość Polek od 35 lat nie wie, na co i na kogo głosuje. Jest to jednak argument zbyt kompromitujący dla "zwolenników emancypacji", by go tu roztrząsać. Razemicka lewica i "dobrzy państwo" karzą też Tuska za podejmowanie choćby tematu preferencyjnych, wspomaganych przez państwo hipotecznych kredytów. Nawet jeśli ten program miałby być finansowo dzielony z programem mieszkań pod wynajem, które miałyby trafić do dyspozycji samorządów. Dla hipsterskiej lewicy (zazwyczaj mieszkającej w mieszkaniach prywatnych albo mających nadzieję odziedziczyć te mieszkania po swoich burżuazyjnych rodzicach) mieszkania dla ludu mają być wspólne, najlepiej państwowe, każda własność prywatna służy bowiem rozrostowi liberalnego mieszczaństwa, a tego ani młodzi działacze Razem, ani ich starzy fani, którzy muszą zawsze "z młodymi naprzód iść", nie akceptują. Problem w tym, że nie tylko moje pokolenie (pamiętające jak wyczołgiwało się z ruin PRL-owskiej państwowej gospodarki niedoboru i jak uciekało ze śmierdzącej i zdemolowanej "wielkiej płyty", którą lewicowi hipsterzy otaczają dziś kultem, nie wiedząc, że w III RP została ona uczyniona zdatną do mieszkania dzięki prywatnym i unijnym pieniądzom), ani najmłodsze pokolenie (chętniej głosujące na Konfederację niż Razem), nie podzielają tej nostalgii za komunizmem. Po tym, jak zaczął wygasać mieszkaniowy program Morawieckiego, a mieszkaniowy program koalicji został sparaliżowany przez brak kompromisu, rynek kredytów hipotecznych totalnie się w Polsce załamał. To nie banki i deweloperzy, ale młodzi ludzie pracujący i zakładający rodziny chcą kredytów hipotecznych i chcą własnych mieszkań, lecz nie mogą ich dostać. Od pewnej osoby, która kredytu hipotecznego nie potrzebuje, bo prywatny apartament w świetnym miejscu Warszawy już ma, usłyszałem, że "ludzie biorący kredyty hipoteczne kupowali dziurę w ziemi". Problem w tym, że jak na razie pomysłodawcy "budowanych przez państwo mieszkań", "budowanego przez państwo CPK", "budowanych przez państwo" promów, stoczni, elektrycznych samochodów... nawet dziury w ziemi nie potrafili wykopać (choć pewna posłanka partii Razem nawet ów brak dziury w ziemi chce obdarzać kultem). A miliardy wydanych na te wszystkie projekty złotówek (wydanych najczęściej na partyjną propagandę z użyciem tych projektów, a nie na same projekty) zapełniały raczej dziury w bezdennych kieszeniach działaczy Zjednoczonej Prawicy. Ułatwienia dla pracujących młodych (nie mówię tu zatem o lewicowych hipsterach) potrzebujących kredytów hipotecznych, aby kupić swoje pierwsze mieszkanie, powinny być osłaniane i uzupełniane programem budowy mieszkań pod wynajem w dyspozycji samorządów. Jednak walka z kredytami hipotecznymi i prywatną własnością mieszkań dla Polaków w imię "walki przeciwko burżuazji" i "walki z fetyszem prywatnej własności" jest największym idiotyzmem, jaki można sobie wyobrazić w Polsce. W kraju wciąż postkomunistycznym, gdzie wciąż większa niż w Europie Zachodniej część gospodarki i własności pozostaje w rękach państwa. A "ręce państwa" często okazują się rękoma partyjnych kacyków. Koalicja nie jest zbyt silna, ale bardzo słaba Lewica, która próbuje ukarać Tuska za nielewicowość używa zupełnie fałszywego, mechanicznego argumentu. Problemem Tuska, jego rządu oraz koalicji nie jest dzisiaj autorytarny nadmiar sprawczości, ale jej brak. Kompromisy w koalicji wciąż powstają zbyt wolno albo nie powstają wcale. Po ośmiu miesiącach przewagi koalicji w polskim parlamencie nie zostały przez ten parlament uchwalone ustawowe, kompromisowe rozwiązania w kwestiach mieszkaniowych, składki zdrowotnej, dwóch niedziel handlowych, aborcji czy związków partnerskich. Uchwalono "babciowe" i "rentę wdowią" (znów prowokując w ten sposób głębokie niezadowolenie Razem i "dobrych państwa z Warszawy", ponieważ są to rozwiązania realne, możliwe, a nie ekonomiczna czy obyczajowa utopia). Są pieniądze z KPO (które mogli dla Kaczyńskiego zdobyć Mateusz Morawiecki i Konrad Szymański, ale prezes PiS wolał - albo był do niej zmuszony - licytację z Ziobrą na antyunijność, więc Polacy tych pieniędzy przez dwa lata nie dostali). Jeśli Tusk jest gdzieś sprawczy, to w obszarze rozliczeń. Uznanie jednak, że rozliczenia wystarczą, byłoby pułapką na głupków. Rozliczenia - że pozwolę sobie raz jeszcze powtórzyć - mają Tuskowi służyć do osłabienia przywództwa Kaczyńskiego na prawicy. Z pełną świadomością, że takie osłabione przywództwo przełoży się (już się przekłada) na zamęt w partii, zamęt w kampanii prezydenckiej, na osłabienie najważniejszego politycznego konkurenta. Osłabienie politycznego konkurenta jest jednak tylko narzędziem mającym ułatwić realizację własnej politycznej, społecznej, ekonomicznej, ideowej agendy. Jeśli takiej agendy nie będzie - kompromisowej, centrowej, konkretnej, wypracowanej wspólnie przez Lewicę, KO i Trzecią Drogę - rozliczenia faktycznie staną się piarową sztuką dla sztuki, jałowym makiawelizmem peryferiów niszczącym kapitał społeczny, zamiast go budować. Cezary Michalski