Na dźwięk pierwszego nazwiska stukałem się wówczas w czoło, drugie wydawało mi się bardzo prawdopodobne. No proszę, jak bardzo się pomyliłem. Paweł Piskorski wydawał się czasami kimś na podobieństwo króla Midasa i cudownego dziecka polskiej polityki w jednym. Pamiętam go z czasów studenckich - był wówczas szefem NZS. W momencie, gdy organizacja ta traciła właśnie blask i sens istnienia, zgrabnie związał ją z Kongresem Liberałów, czemu zawdzięczał stanowisko doradcy premiera Bieleckiego. Potem kroczył od sukcesu do sukcesu. Piął się po szczeblach partyjnej i politycznej kariery. Mandat poselski, zarządzanie warszawską Unią Wolności, prezydentura miasta. Wszystko szło jak po maśle. Później co prawda było nieco gorzej - w Unii wycinano liberałów i Piskorski musiał usunąć się w cień, ale - gdy nadszedł rozłam i powstała Platforma Obywatelska - Paweł znów brylował. I co ciekawe - wtedy zarzuty, że Piskorski to zwornik "układu warszawskiego", symbol afer mostowych, mieszkaniowych, drogowych i kto wie ilu tam jeszcze, jego partyjnym towarzyszom nie przeszkadzało. A nawet jeśli odrobinę uwierało, to tłumaczyli mi, że "nikomu niczego nie udowodniono", a "Paweł to świetny facet". Tak jak wtedy nie za bardzo rozumiałem, dlaczego partia, która potępia w czambuł kolesiostwo panujące w SLD, patrzy przez palce na to, co dzieje się w jej szeregach, tak dziś nieco zabawne wydaje mi się skazanie kogoś na polityczną śmierć za to, że zasadził las. Bo tak jak absolutnie przekonany jestem, że politycy powinni trzymać się z dala od biznesu, tak sądzę, że akurat inwestycja w ziemię i drzewka jest tą formą biznesowej aktywności, na którą spokojnie można im pozwolić. Oczywiście, należy pytać po wielokroć, skąd stosunkowo młody polityk ma ponad milion złotych. Tyle że - znów przypomnę - podobne pytania już zadawano, a gdy Piskorski tłumaczył, że dorobił się na giełdzie i antykach, jego partia uważała, ze wszystko jest w porządku. Europoseł Platformy miał chyba - po prostu - pecha. Moment, gdy "Dziennik" ujawnił jego leśną inwestycję, był jednym z najgorszych z możliwych. Platforma idzie w górę w sondażach, zaciera łapki patrząc na nowo-tworowo-koalicyjne kłopoty PiS i ostatnią rzeczą o jakiej marzy są pytania o to, dlaczego nic nie robi z Piskorskim. W imię życiowego (choć chyba nie duchowego) spokoju rozstano się z Piskorskim i niniejszym zasilił on całkiem spore grono tych, którzy Platformę tworzyli, uznawani byli za jej liderów i odpłynęli w mniej czy bardziej siną dal. Konrad Piasecki - Panorama TVP 2