Jeśli chodzi o Estończyków - nie mam żadnych wątpliwości. Obywatele kraju, który po tym, jak wkroczyła do niego Armia Czerwona, na 50 lat pożegnał się z niepodległością, mają oczywiste i bezdyskusyjne prawo do rozprawiania się z pomnikami tejże armii. Podobnie bezwzględny byłbym wobec wszelkich ulic, placów czy posągów związanych z naszą komunistyczną przeszłością. Dzierżyńskim, Wasilewskim, Marchlewskim czy innym PPR-om ze spokojem ducha podziękowałbym za trud patronowania i odesłał do lamusa historii albo muzeum w Kozłówce. Ale kiedy przychodzi do dyskusji na temat stojących w Polsce pomników braterstwa broni czy wyzwolicielskiej Armii Czerwonej zaczynam mieć wątpliwości. Bo najpierw zadaję sobie pytanie - kto na nich stoi? Ot jakiś Bogu ducha winien i anonimowy radziecki żołnierz. Nie jakiś NKWDzista, ponury oficer polityczny, nie. Prosty sołdat - Rosjanin wyciągnięty z jakiegoś poduralskiego kołchozu, Ukrainiec spod Kijowa czy Kazach znad jeziora Aralskiego. Za co i w imię czego zginął? Był pewnie żołnierzem z przymusowego poboru, jeśli przyświecały mu jakieś hasła, to przede wszystkim hasło "Bij Niemca", Stalina kochał pewnie umiarkowanie, marzył by przeżyć i wrócić do rodzimej wsi, a poza tym - jeśli nawet nie można go nazwać żołnierzem sojuszniczym, to już na pewno, żołnierzem sojusznika naszych sojuszników. Oczywiście, że był "długim ramieniem" fatalnej dla nas polityki swych mocodawców, ale też wyganiał z naszego kraju okupanta, który dokonał tu masowej, bezwzględnej i starannie zaplanowanej eksterminacji, jakiej nigdy wcześniej, ani nigdy później nie poznała historia świata. I tak jak dowództwu Armii Czerwonej, które bez większej żenady pozwalało, czy wręcz rozkazywało kraść z terenów Polski co popadnie, stać nad Wisłą i patrzeć jak wykrwawia się powstanie i wsadzać do ciupy, a potem wywozić AKowców na Sybir, należy się wieczna sromota, tak ich uwieńczonych na pomnikach podwładnych zostawiłbym w spokoju. Można ich co najwyżej obrać z co bardziej idiotycznych haseł i zmienić nazwy. I poczekać. Za kilkanaście lat staną się zabytkiem, pamiątką, nie budzącym wzburzenia wspomnieniem po dawnych, dziwnych czasach.