Cóż szkodzi obiecać - motto rządu
Andy Warhol wróżył, że w naszych czasach każdy człowiek będzie miał swoje 15 minut sławy. Niektórym sława ta jednak trafia się w niezbyt korzystnym dla nich momencie. Tak jest z niezbyt rozpoznawalnym do tej pory posłem Przemysławem Witkiem, który na antenie Polsat News wyjaśnił, że akceptacja przez Rafała Trzaskowskiego postulatów Sławomira Mentzena jest możliwa, bo "cóż szkodzi obiecać".

Dlaczego ten cytat, akurat spośród tak wielu innych politycznych lapsusów, zrobił taką karierę? Bo mówiąc rzecz dość oczywistą, Witek trafił w najsłabszy punkt rządzącej ekipy. I jej największą słabość w stosunku do przeciwników chwalących się "dowożeniem tematów".
Czy Witek zdradził coś, czego byśmy nie wiedzieli, czy ujawnił jakąś tajemnicę? Nie. Absolutnie nie. Ale czy niemiecki kanclerz Bismarck, mówiąc, że ludziom nie mówi się o tym, jak się robi kiełbasę i politykę, miał przekonanie, że wszyscy ludzie tego nie wiedzą? Część wie, ale nie chce o tym słyszeć. Chce żyć w ułudzie sterylnej i bezkrwawej masarni, gdzie świnkę głaszcze się po głowie, a wprowadzenie tych ludzi do zakrwawionej rzeźni może zamienić ich na całe życie w wegetarian.
Doświadczył tego premier Węgier Ferenc Gyurcsány, którego niefortunne wyznanie na wewnętrznej naradzie o tym, że "kłamaliśmy dniem i nocą", pogrążyło węgierską lewicę na dekady. A przecież wszyscy wiedzą, że politycy kłamią i czasem coś "sp...". Ale wyborcy nie chcą słyszeć, gdy ich wybrańcy się do tego przyznają.
Bilokacja kandydata
Witek niechcący trafił w punkt, mówiąc to, czego wielu wyborców nie chce słuchać. Przecież największym problemem kampanii Rafała Trzaskowskiego nie są afery, którymi obie strony nas jeszcze uraczą, a których prawdziwość potwierdzi się lub nie po wyborach, lecz niespójność przekazu.
To, że poglądy i obietnice kandydata wędrują sobie od postępowej lewicy po konserwatywną prawicę lub nowoczesny populizm, zależnie od audytorium.
Nie dość tego - z przemówienia powyborczego Rafała Trzaskowskiego wyglądało na to, że kandydat obozu rządzącego właśnie dokonuje powrotu na lewą stronę, do której w oczywisty sposób zresztą przynależy, aby być wiarygodnym dla tamtejszego elektoratu.
O ile z wyborcami Szymona Hołowni czy Magdaleny Biejat nie ma dużego problemu, bo są oni mocno motywowani emocją anty-PiS-owską, to z "ideologicznym", młodym i nie do końca zbadanym wyborcą Adriana Zandberga może być różnie.
Tymczasem Sławomir Mentzen wymusza powrót na prawo - i to dużo dalej, niż Rafał Trzaskowski kiedykolwiek był. Kilka tygodni temu co prawda krytykował politykę migracyjną Unii, pakt klimatyczny i przedstawiał się jako gorliwy uczeń swojego katechety, ale teraz musi zapuścić się dużo dalej. Musi wejść w regiony, które nawet dla Karola Nawrockiego wymagają sporego nagięcia się, a w przypadku Trzaskowskiego to już po prostu zamiana w gumę albo polityczna bilokacja.
Pytanie, czy wyborca to zaakceptuje? Czy zaakceptuje zapowiedź nieodpisywania traktatów unijnych?
Z tyłu sklepu
I tu właśnie zaczyna się kłopot z wypowiedzią posła Witka. Z owym słynnym "cóż szkodzi obiecać". Zapewne sztabowcy Trzaskowskiego założyli, że duża część elektoratu akceptuje te wolty jako narzędzie służące zwycięstwu. Jako sposób na przekonanie rzekomo słabszego intelektualnie od nich elektoratu prawicy: niewykształconych, starszych, z małych miejscowości.
Przecież całe to uprzedzenie do tej "gorszej Polski" wypłynęło znowu wraz z powyborczymi publicznymi wypowiedziami różnych ludzi przypinających sobie łatkę intelektualistów.
W dodatku nie jest to nic nowego. Tuskowa "benzyna po 5,19" niespecjalnie chyba obecnemu premierowi zaszkodziła, a może nawet i pomogła - nie jako realna zapowiedź, a jako dowód na spryt i determinację prowadzącą do zwiedzenia przeciwnika. Dlatego kiedy po wyborach premier tłumaczył, że o cenie paliwa decyduje rynek, a nie on, i to nie wzbudziło jakiegoś wielkiego oburzenia jego obozu.
Problem w tym, że Donald Tusk nie przyznał się wówczas otwarcie do manipulacji. Nie wpuścił ludzi na zaplecze baru, do restauracyjnej kuchni albo rzeźni znajdującej się na tyłach stoiska z kiełbasami. A poseł Witek w Polsat News właśnie to zrobił.
Wyniku wyborów być może tym nie zmieni, choć na pewno nie pomoże, ale wypowiedzi wróżę długie życie - będzie przywoływana i sama będzie wpadała do dyskusji w tych momentach, gdy będzie rozważana największa słabość tej ekipy. Słabość, która za dwa lata może odebrać jej władzę.
Wiktor Świetlik