I tym razem to, że osoba będąca źródłem sensacyjnych doniesień o romansie prezesa IPN ma dokładnie ten sam problem ze zdrowiem, co wspomniany dziennikarz, zupełnie jej nie ujmuje wiarygodności. Nie dyskredytuje jej nawet toczące się postępowanie karne w sprawie o maltretowanie żony i dzieci. To ci historia; okazuje się, że bicie żony wcale człowiekowi nie ujmuje wiarygodności, nawet w oczach czołowej feministki z Tok FM - oczywiście, jeśli się bije ipeenówkę. Wiadomo, "jak Kali ukraść krowę..." Tym, za przeproszeniem, dziennikarzom, którzy wzięli udział w kampanii, mogę tylko po dobroci poradzić, żeby bardzo na siebie uważali, bo nadchodzi epidemia świńskiej grypy. Ale rzecz sięga dalej - choć sensacje z listu zazdrosnego męża dziennikarki "Gazety Polskiej" nie trzymają się kupy, prokuratura skwapliwie ogłosiła wszczęcie postępowania, którego jedynym sensem wydaje się być wyprodukowanie "niusa" dla podtrzymania nagonki. To już oczywisty, jak to pisał Volkoff, "montaż". Co sprawia, że wpływowe środowisko tak już do reszty zatraciło hamulce, że do dowalenia Kurtyce dobra i brudna bielizna, i szalony zazdrosny mąż? Wróbelki ćwierkają, że to przygotowywana w IPN trzecia część monografii Marca 68, w której opisane są losy śledztw i cytowane zeznania. Ponoć to właśnie perspektywa ujawnienia, kto kogo przed laty sypał, sprawiła, że prominenci Salonu zaczęli się ciskać jak przysłowiowe wszy na grzebieniu. No, ponoć jeszcze także będąca na ukończeniu biografia Jacka Kuronia. Na ile to prawda, trudno zweryfikować, żaden z tych ludzi przecież prawdy nie powie - ale widać, że Zyzak, "Bolek" czy kropielnica - to tylko preteksty. IPN po prostu musi zostać spacyfikowany, i to szybko, zanim wspomniane książki się ukażą. A jeśli nie da się w tempie ekspresowym zmienić tam szefa, to trzeba przynajmniej tego, który jest, opluć do imentu i zniesławić. Wszelkimi dostępnymi sposobami. Rafał A. Ziemkiewicz