Palikot walczy nie o prawdę, a o sławę! To nie jest Don Kichot, który w romantycznych porywach serca rzuca się na wiatraki. To zimny gracz, który z rozmysłem wyciąga z rękawa kolejne karty i czeka na reakcje świata. To, co robi, jest cyniczne, wyrachowane i nieprzyzwoite, ale osiąga cel... Palikot jest na ustach wszystkich. Gdzie i kiedy Janusz Palikot przekroczył granicę przyzwoitości? Moim zdaniem wtedy, gdy zaczął oskarżać prezydenta o alkoholizm. Wcześniejsze wybryki - machanie wibratorem czy nawet domaganie się raportu o stanie zdrowia Lecha Kaczyńskiego, były naciąganiem, ale jednak nie przekraczaniem granic tego, co w polityce dopuszczalne. Zwłaszcza że o coś w tym chodziło. Wibrator miał ściągnąć uwagę na problemy lubelskiej policji. Problem ukrywania prawdziwego stanu zdrowia przez polityków też można uznać za rzeczywisty (pamiętając choćby casusy Ronalda Reagana czy Francois'a Mitteranda) i taka krucjata - od biedy, bo od biedy, ale może mieć rację bytu. Alkoholizm - wyciągany i lansowany bez żadnych dowodów - jej nie miał, a pytania o homoseksualne ciągoty są już zwykłym chamstwem, na które w polityce nie powinno być nawet cienia przyzwolenia. Tak jak rozumiałem oburzenie, gdy bracia Kaczyńscy z dezynwolturą potrafili rzucać uwagi typu "wiadomo, z jakiej rodziny wywodzi się ta pani", tak dziś w pełni zgadzam się z tymi (mam niepokojące wrażenie, że będącymi w mniejszości), którzy uważają, że zadawanie pytań o preferencje seksualne jest czymś, co zasługuje jedynie na potępienie, a nie na dwuznaczne uśmieszki i tłumaczenie: "przecież o tym się w zaciszu gabinetów rozmawia". Zgoda na tego typu zachowania będzie pogrążała nasze życie publiczne w bagiennych oparach i tarzała ją w brudzie, który prędzej czy później przyklei się też do polityków, zacierających dziś z radości ręce. Palikot powinien zostać przykładnie ukarany, wyrzucony z partii i usadzony na oślej ławce, z której znacznie trudniej będzie mu się przebić do mediów i opinii publicznej. Powinien... Choć mam gorzką pewność, że tak się nie stanie, że Palikot zostanie ukarany symbolicznie, i że lada tydzień, odpali jakąś kolejną swoją "bombę". Dlaczego tak będzie? Nie zgadzam się z tymi, którzy tłumaczą to tym, że Palikot jest koncesjonowanym "cynglem" Platformy. Że to, co robi, robi z namaszczeniem, ba, wręcz błogosławieństwem własnej partii. Jeśli już - to raczej z pobłażaniem i przymknięciem oka. Palikot nikogo o nic nie pyta. Po prostu mówi i robi, co chce. To on sam wyznacza sobie standardy. Jest jak zwiadowca, który stał się silniejszy od postępującego za nim oddziału. To on budzi społeczne emocje, to on przyciąga tłumy na spotkania, to on jest dziś pierwszym skojarzeniem, gdy Polak usłyszy słowo "polityk". Brak reakcji na jego pierwsze kontrowersyjne wystąpienia dodał mu skrzydeł i spowodował, że każde kolejne było trudniejsze do zatrzymania. Platforma dziś przymyka oczy na wybryki Palikota z kilku powodów. Po pierwsze - jego działalność, przynajmniej na razie, nie odbiera jej popularności. Po drugie - Palikot jest w PO rzeczywiście lubiany, a nawet darzony szacunkiem jako ktoś, kto w krótkim czasie zyskał sławę i popularność. Po trzecie - liderzy Platformy mają osobiste długi wdzięczności i zobowiązania wobec swego podwładnego. Bawili się na jego koszt, gościli w jego posiadłościach, w jego wydawnictwie publikowali swe książki - ciężko im zatem dziś powiedzieć mu prosto w oczy: "nie chcemy cię już w partii". Choć oczywiście sentymenty w polityce mają swoją granicę. Skończyłyby się, gdyby działalność Palikota zaczęła być dla partii balastem, gdyby przestała bawić, a zaczęła denerwować wyborców Platformy. Póki Palikot jest wielbiony i oklaskiwany - póty może liczyć na pełną bezkarność. Konrad Piasecki