No cóż, ja nie tylko mieszkam w Warszawie już od lat czterdziestu ośmiu, ale też, jeśli wspomniany wyżej projekt wejdzie w życie i metropolia wessie gminę Góra Kalwaria, to okaże się, że także w metropolii warszawskiej się urodziłem i w niej spędziłem pierwsze lata dzieciństwa. Być może całą te zadymę urządził Jacek Sasin właśnie dla mnie, żeby uczynić ze mnie, że tak powiem, warszawiaka full wypas. Może się to wydawać wątpliwe, ale innego sensu w zgłoszeniu projektu nie widzę. Bo jakkolwiek, powtórzę, co do samego pomysłu nie mam zdania - to sposób, w jaki PiS wprowadził go do debaty publicznej, jest jednym z najgrubszym politycznych błędów tej partii odkąd powróciła do władzy. Do tego stopnia, że w środowisku politycznych komentatorów zapanowało przekonanie, iż ktoś po prostu Sasina podpuścił w ramach wewnętrznych walk, kto ma z ramienia partii kandydować do prezydentury w Warszawie. Nie da się ukryć, że szansę Sasina na tę nominację wydatnie teraz zmalały. Wygląda na to, że podobnie, jak to było z poprzednikami, PiS nie bardzo wie, dlaczego wygrał podwójne wybory w roku 2015. Wcale nie dlatego, że sięgnął po hasła patriotyczne - zawsze się nimi posługiwał, i od wielu lat w badaniach Jarosław Kaczyński jest tym politykiem, którego Polacy wskazują jako największego patriotę. Nie dlatego, że obiecał 500 plus - nie takie rzeczy już obiecywano, krzywoprzysiężcy Wałęsy i jego stu milionów na głowę i tak nikt nie przelicytuje. I nie za walkę z korupcją, bo tę okazali się wyborcy nieprzesadnie cenić już w roku 2007. Otóż PiS wygrał wybory dlatego, że wyborcy poczuli się przez koalicję PO-PSL nieszanowani. Że tamta władza, zamiast im służyć, stale ich pouczała, straszyła i mądrzyła się, czego symbolem stał się nadęty Komorowski, pokrzykujący na wiecach wyborczych, że głosujcie sobie jak chcecie, a ja i tak wygram, bo mam wszystkie media i autorytety (może nie dosłownie, ale tak to zostało odebrane). W polityce każdy przegrywa na innym polu, i każdy przeważnie na tym, które sam sobie wyznaczył jako swoje. Po wizerunku polityka-technokraty, eksponującego kwestie podatków i zarządzania, ujawnienie że, ma na boku kochankę spłynie jak woda po kaczce, ale dla moralisty, który szermował hasłami walki o wartości moralne będzie to koniec kariery. Za to dla tego pierwszego problemem będzie, jeśli okaże się, że nie umie zarządzać finansami nawet własnej partii, co drugiemu ludzie wybaczą łatwo. Z tej oczywistej prawidłowości PiS powinien wziąć tę naukę, że komu jak komu, ale im nie wolno w najmniejszym nawet stopniu dać powodu do podejrzeń, że ulega "arogancji władzy". Powinien na tym punkcie być absolutnie przeczulony i czujny, by pozostać poza jakimikolwiek podejrzeniami. Jak powiada Dobra Księga: jeśli twój asystent polityczny dał powody do takich oskarżeń, nie kłóć się z mediami, że to wroga nagonka, operacja obcych służb i że chłopakowi się krzywda dzieje, tylko wypierdziel go natychmiast, bo jak nie, za jakiś czas wyborcy odwołają ciebie, i to razem z cała partią. No, może nie dosłownie tak mówi, ale gdzieś tam jest taka nauka, że lepiej sobie uciąć rękę, jeśli się stała przyczyną zgorszenia, niż iść do piekła razem z nią. Projekt powiększenia Warszawy był napisany wyraźnie na kolanie. Nie przemyślano w nim sposobu zarządzania powiększoną metropolią, zrobiono nawet tak dziecinne błędy, jak prześlepienie na liście gminy Podkowa Leśna. I ten projekt zgłoszono jako projekt grupy posłów, poza jakimikolwiek konsultacjami, w sposób wyraźnie zmierzający do szybkiego "przeprocedowania", zanim się ludzie pokapują co i jak. Opowiadanie teraz, że to tylko projekt, punkt wyjścia do dyskusji, jest w świetle tego trybu zwykłym, mówiąc Korwinem, "rżnięciem głupa". Może powiększenie Warszawy jest dobrym pomysłem, może się to opłaci - nie wiem. Wiem, że jeśli się ma taki zamiar, należy to ogłosić, iść do ludzi wyjaśnić im, po co i dlaczego. Trzeba po prostu wyborców uszanować. Na tym polega demokracja. A już w żadnym wypadku nie należy obchodzić ustawowych mechanizmów konsultacji, bo to rodzi oczywistą podejrzliwość, i natychmiast podrzuca proste wyjaśnienie: chcą zrobić jakiś szwindel. W tym konkretnie wypadku nasunęło się od razu podejrzenie, że dołączenie do warszawskiego lemingradu głosującego na prawicę "obwarzanka" ma załatwić kandydatowi PiS wygraną w wyborach. Nie wiem, czy ktoś w PiS rzeczywiście tak pomyślał. Jeśli tak, to jest głupi - po takim numerze preferencje w samej Warszawie pewnie się nie zmienią, ale w "obwarzanku" poparcie dla PiS może się załamać. Uwikłanie w oczywiste kłamstwa Wałęsy, bara-bara Nowoczesnej, faktury Kijowskiego, pajacowanie Nitrasa z Pomaską podczas "ciamajdanu" i tak dalej i tym podobne wprawiło PiS, jak się zdaje, w przekonanie, że z tak głupią opozycją może sobie pozwolić na wszystko, no bo "nie ma z kim przegrać". A już zwłaszcza w sprawach, które wydają się istotne. A tymczasem zwykle to właśnie drobne sprawy są tymi skórkami banana, na których wywracają się partie, chodzące z wysoko zadartym nosem. Jakieś firanki, których sobie w samochodzie zażyczył poseł z trzeciego rzędu, jakieś ośmiorniczki - oczywiście, to się nie dzieje z dnia na dzień, to się gdzieś tam zbiera, ale jak się nazbiera, to już będzie za późno, by cokolwiek naprawić. Wypad pana Misiewicza do białostockiej dyskoteki i głupoty, jakie tam wygadywał robią PiS-owi więcej szkody, niż Rzepliński z Timmermansem i całą Komisją Wenecką zgodnym chórem orzekający, że w Polsce ginie demokracja. Tak to działa. Pierwszy "pad ósma rano", jak się to nazywało w slapstikach, już odnotowaliśmy, a skórką banana, na której PiS obtłukł sobie rzyć, jest właśnie "wielka Warszawa". Popatrzmy teraz, czy nauka dotrze do głowy, czy będzie jak zwykle.