Ktoś powie, że Michnik chwali Jaruzelskiego od dwudziestu lat, cóż niby za sensacja? Otóż nie, wbrew pozorom, narracja sprezentowana przez Michnika najwyższemu przełożonemu "nieznanych sprawców" na urodziny jest nowa. W narracji dotychczasowej Jaruzelski był dobry tylko jako "architekt Okrągłego Stołu"; tym dziełem architektonicznym, aktem założycielskim III RP, zmazywał swe wcześniejsze winy. Teraz idziemy śmiało dalej: okazuje się, że Jaruzelski w ogóle żadnych win do zmazywania nie miał. Zawsze był dobry i zawsze jako dobry patriota służył Polsce. Logika nakazuje zapytać, kim był w takim razie Michnik? Jeśli Jaruzelski wsadzając Michnika i jego kumpli do pierdla dobrze służył Polsce, to znaczy się oni Polsce szkodzili. Jeśli Jaruzelski wielkim patriotą był, czyszcząc z "syjonistów" tzw. ludowe wojsko polskie, to znaczy ci "syjoniści" naprawdę zasługiwali na wyczyszczenie, jeśli nawet nie "subiektywnie", to "obiektywnie", dla dobra Polski. A jeśli tak, to zasługiwali na - excuse my french - wypierdzielenie z partii i z kraju również inni "syjoniści", których w tamtym czasie wypierdzielono, włącznie z wypierdzielonym z uczelni Michnikiem. Boże mój, toż "jednym maleńkim słowem" właśnie się poszła czochrać cała marcowa martyrologia, z takim poświęceniem budowana latami przez gazetę Michnika! Jeśli Jaruzelski był patriotą, knując grudniową masakrę na wybrzeżu, by wysadzić z fotela Gomułkę i zastąpić go Moczarem (bo to on miał być, Gierka mocą deus ex z Kremlina usadził na opróżnionym przez partyjny przewrót stołku Breżniew) to i na Moczara, jako takiego samego patriotę, trzeba spojrzeć okiem równie przychylnym. Człowiek wykształcony dostrzeże może w tej sytuacji godny starożytnych filozofów paradoks, jak w anegdocie o nieszczęsnym balwierzu, któremu tyran pod karą śmierci nakazał golić tylko tych swoich poddanych, którzy się nie golą sami (cokolwiek balwierz zrobi, ogoli się sam czy nie - czapa). Autorytet Michnika i jego prawo do wystawiania świadectw moralności wynika faktu, że był prześladowany przez zbrodniczy reżim ("Michnik za ciebie i twoją wolność siedział w więzieniu!" - chciałbym mieć dyszkę za każdy raz, kiedy to słyszałem). Ale w momencie, gdy reżimowi, który go prześladował, wystawia certyfikat Dobra, przestaje być ofiarą Zła, a więc traci prawo wyrokowania o Dobru i Źle, ale skoro je stracił, to jego świadectwo moralności dla reżimu jest nieważne, czyli jednak Michnik był niesłusznie prześladowany, a więc ma prawo, ale w takim razie... Może Michnik specjalnie wkręca nas w taki paradoks, bo go na starość pozorność wszelkich znaczeń i odarcie słów z sensu zaczęły bawić? Pęknięta nuta pobrzmiewa nie tylko w peanach Michnika, ale w całej jubileuszowej owacji urządzonej Jaruzelskiemu przez lewicę. Niechby go sobie okadzali jako Wielkiego Komunistę albo Wielkiego Europejczyka, jako promotora i prasprawcę naszego wejścia do Unii, bohatera walki o sprawiedliwość społeczną, zasłużonego pogromcę Kościoła i prawicy, który klechów spławiał z prądem, pałował rocznicowe marsze młodych faszystów, a nacjonalistycznym liderom aranżował wypadnięcia z okna i inne śmiertelne wypadki - proszę bardzo, wtedy będzie równie ohydnie, ale przynajmniej z sensem. Ale za co czci rodzime lewactwo czerwonego dyktatora? Za patriotyzm? Ludzie, którzy zawsze głosili, że "patriotyzm to idiotyzm"!? Za zasługi dla Polski zachwala Jaruzelskiego Palikot, który otwartym tekstem ogłaszał, że nie będziemy dobrymi Europejczykami ani ludźmi nowoczesnymi, dopóki się z polskości nie wyzwolimy. Za prawość - Urban, największy piewca wszelkiego ześwinienia i cynizmu. Za uczciwość i nieumoczenie w afery - banda ordynackich przekrętaczy rodem z osławionej spółdzielni "Młoda Gwardia", na czele z "drobnym krętaczem Olusiem" który całą tę fetę sfinansował z "wyrazów wdzięczności" od banku Goldman Sachs za doradzanie, jak wyprowadzić z Polski miliony spekulowaniem na naszej walucie - względnie od Nursułtana Nazarbajewa i Kulczyka za nie-chcecie-wiedzieć-co. Wreszcie, osobistą skromność generała Jaruzelskiego oraz jego kulturę osobistą, wyrażającą się faktem, że nie pił alkoholu, nie przeklinał i nie chodził na k... sławi towarzyska śmietanka, której obyczaje zapisały dla potomności różne taśmy Gudzowatego i CBA oraz notesik Fibaka ("o ty, co mieszkasz dziś w pałacu, a sr... chodziłeś za chałupę", jak tę formację społeczną poetycko opisał Tuwim). Nie zdążyłem domknąć opadłej ze zdziwienia szczęki, gdy z kolei wlazł mi w ręce kolejny wstępniak od lat aspirującego do michnikowego tronu Lisa. Jak zwykle o Kaczyńskim, że jest obrzydliwy, groźny, straszny, godny pogardy i tak dalej, to u Lisa evergreen, ale - dlaczego w tym tygodniu jest taki straszny i godny pogardy? Owoż, ogłasza Lis, dlatego, że kontynuuje dzieło Jaruzelskiego. To znaczy, niszczy Polskę, niszczy polską gospodarkę, budując socjalizm, zalewa nienawiścią i tak dalej. Jednym słowem - Kaczyński, ogłasza Lis, jest synem Jaruzelskiego. Co jest o tyle zabawne, że w tę samą sobotę, w którą zachwalał spiżowy patriotyzm Jaruzelskiego, rzucał też Michnik koło ratunkowe Tuskowi osobiście, firmując wiernopoddańczy wywiad z premierem, tak się przypadkiem składa, opublikowany akurat na wyborczą ciszę przed sprawdzianem w Elblągu. A tam premier - Lis, nawiasem mówiąc, nie zauważył, że teraz deklarujący się właśnie jako zwolennik socjalizmu, czego dowiódł między innymi wycofując się demonstracyjnie z "liberalnej" reformy emerytur górniczych, za którą tyle spłynęło nań swego czasu pochwał - a więc, tam premier ogłasza przekaz tygodnia, iż "nacjonaliści i rasiści są dziećmi Kaczyńskiego". Przekaz niewątpliwie od razu rozesłany esemesami, bo jeszcze w ten sam weekend powtórzyły go w różnych mediach pani Kudrycka, pani Pitera, redaktor Wroński i dziesiątki pomniejszych inżynierów i technologów dusz. Tym sposobem, via PiS, nacjonaliści i rasiści stali się wnukami Jaruzelskiego. Jeśli tak, to ich budzący grozę salonów atak na Baumanna, którego patriotyzm, jako współpracownika tej samej stalinowskiej Informacji Wojskowej jest równie bezdyskusyjny, można zbagatelizować jako po prostu spór w rodzinie. Panowie Sienkiewicz i Seremet, zamiast się wtrącać w niesnaski między dziadkami a wnuczkami tudzież "tłumić antysemickie postawy w zarodku" (Wasza świątobliwość, idziemy po eminencję - !?) mogą się zająć łapaniem prawdziwych złodziei i bandytów, bo jak na razie (patrz Kraków, Prokocim, ulica Teligi) nie chce im się tego robić, nawet gdy mają bandytyzm nagrany na taśmie wideo. Targowica wyznacza standardy patriotyzmu, komunizm okazuje się patriotyzmem, a "Żołnierze Wyklęci" faszystami, podnoszenie podatków i mnożenie urzędników liberalizmem, kult wojska polskiego i polskiej tradycji atrybutem lewicy, narodowców ogłosiła niedawno "Wyborcza" dziećmi Gomułki (równolegle z ojcostwem Kaczyńskiego każe to przypomnieć sławny lapsus o "cudownym dziecku dwóch pedałów"... tylko jak to się ma do świętej wojny z "homofobią?") Nowicka, Palikot i inne egerie antyklerykalizmu ręczą nam za szczerość wiary księdza Lemańskiego, a zagorzali ateiści pouczają, co jest prawdziwym katolicyzmem, a co "szamańską magią" i "uzdrowicielstwem"... I na to wszystko Sejm prostuje historię większością zwykłą, czyniąc oczywiste ludobójstwo "czystką etniczną o znamionach..." Leksyka i logika "aromatu identycznego z naturalnym", który, w rzeczy samej, nieodparcie się nad tym wszystkim unosi. Rafał Ziemkiewicz