Przypomnijmy dotychczasowy kalendarz wydarzeń związanych z "zaproszeniem na wspólny marsz". Wystosował je Donald Tusk, jak zwykle po swojemu, podobnie jak zapraszał na wszystkie poprzednie "wspólne manifestacje" po swoim powrocie. Zrobił to bez konsultacji z innymi liderami, tak aby innych opozycyjnych polityków postawić pod ścianą, by wzmocnić własną pozycję lidera całej opozycji i w rzeczywistości - wbrew oficjalnym lukrowanym deklaracjom - uniemożliwić powstanie jednej listy opozycji, do której i tak nie spieszyli się Hołownia, Czarzasty czy Kosiniak-Kamysz. Inni opozycyjni liderzy odpowiadali na te zaproszenia albo jawną "symetrystyczną" agresją wobec Tuska i PO, albo ostentacyjnym brakiem entuzjazmu. Za każdym razem dawało to pogorszenie nastrojów po opozycyjnej stronie. Tusk uważał, że będąc faktycznie najbardziej bojowym i dysponującym największą partią liderem, to on najbardziej skorzysta na rozproszeniu opozycji. Nie skorzystał, PO na kilka miesięcy przed wyborami wciąż ma znaczną sondażową stratę w stosunku do PiS-u, jednak jego strategia solisty wydaje się już nie do skorygowania. Podobnie jak nieufność pozostałych liderów opozycji wobec niego. Szkody wyrządzone wizerunkowi opozycji jako obozu zdolnego do wspólnego rządzenia starają się "przykryć" Ziobro i Morawiecki, robiąc wszystko, aby uszkodzić z kolei wizerunek Zjednoczonej Prawicy jako obozu zdolnego do wspólnego rządzenia czy choćby stworzenia wspólnych wyborczych list. Tymczasem Kaczyński koncentruje się na trudnej i bolesnej procedurze powoływania "czerezwyczajnej komisji" do likwidacji Tuska. Konieczność powołania komisji sejmowej, która miałaby pozbawić Tuska praw politycznych bez sądu jest najlepszym dowodem na to, że Zjednoczonej Prawicy wciąż nie udało się sądów zniszczyć. To znaczy częściowo się udało - czas oczekiwania na rozprawy się zwiększył, "areszty wydobywcze" zaczynają wracać, a do sądów wszystkich szczebli trafiają w rytmie kolejnych decyzji neo-KRS i nominacji Dudy ludzie o coraz gorszych kwalifikacjach i coraz miększym kręgosłupie. Jednak dzięki społecznym protestom, dzięki działaniom UE, a przede wszystkim dzięki oporowi znacznej grupy sędziów, nie nastąpiło jeszcze pełne przejęcie sądów przez obecną władzę. Wobec tego, aby spróbować zniszczyć Tuska jeszcze przed wyborami, Kaczyński musiał podjąć kosztowną politycznie próbę "bajpasowania" sądów za pomocą kontrolowanej przez siebie i swoją partię sejmowej komisji do badania rosyjskich wpływów na polską politykę. Najbardziej będzie ona jednak kosztowna dla polskich podatników, sponsorów budżetu polskiego państwa. To my zapłacimy bowiem za poparcie dla "czerezwyczajnej komisji" Kukizowi, Mejzie, ludziom "przetransferowanym" przez Bielana od Gowina do Kaczyńskiego i całej reszcie "śmieciowej koalicji", dzięki której Kaczyński od paru lat, prędzej czy później, wygrywa ważne dla siebie głosowania w Sejmie. Skoro jednak zostało postanowione, że Tuska - a w przyszłości wszystkich krytyków Kaczyńskiego, Błaszczaka, Ziobry... - załatwi się za pomocą zarzutu o "realizowanie woli Kremla", warto się zastanowić, czy z analogicznego paragrafu nie należałoby rozliczyć Kaczyńskiego, Morawieckiego, Ziobry, Krasnodębskiego, Przyłębskiego... Wymieńmy bowiem strategicznych sojuszników PiS-u i Zjednoczonej Prawicy z ostatnich kilku lat. To przede wszystkim Trump, na którego wciąż w PiS-ie czekają, który już dziś każe swoim ludziom blokować militarną i finansową pomoc USA dla Ukrainy, a w przypadku swego powrotu do Białego Domu obiecuje "zakończyć wojnę Rosji z Ukrainą w 24 godziny", co mogłoby się odbyć jedynie poprzez wycofanie amerykańskiego wsparcia dla Kijowa i oddanie Ukrainy (a później coraz większych wpływów w całej Europie) Putinowi. Inna strategiczna sojuszniczka PiS-u to Marine Le Pen, która stwierdziła właśnie po raz kolejny, że Krym powinien być rosyjski i wyraziła zachwyt "referendami" organizowanymi przez rosyjskie wojska okupacyjne jako "najwyższą formą demokracji". Strategiczni sojusznicy PiS-u (głównie we wspólnym rozbijaniu UE) to także Fidesz Orbana, hiszpański Vox, Szwedzcy Demokraci czy publicznie wychwalane przez Przyłębskiego (kiedy był jeszcze ambasadorem RP w Berlinie) AfD. Politycy i ugrupowania finansowane przez Kreml, mające z Putinem wspólne interesy, ciężko pracujące nad zniszczeniem jedności Zachodu - i tej transatlantyckiej, jak Trump, i tej europejskiej, jak cała reszta "strategicznych sojuszników" Zjednoczonej Prawicy. Dziś na temat części tych sojuszników propaganda obozu władzy musiała na chwilę zamilknąć, jednak o Orbanie i Fideszu Morawiecki wciąż wypowiada się ciepło, a na powrót Trumpa wielu polityków i propagandystów Zjednoczonej Prawicy czeka z inteligencją karpi, które wołałyby o przyspieszenie Wigilii. Polityka polska nie toczy się w pustce, jak się wydaje wielu prawicowym "geopolitykom". Toczy się w cieniu Kremla, który przynajmniej od czasu Majdanu bardzo ciężko i czasem skutecznie pracuje nad zniszczeniem Unii Europejskiej i atlantyckiej jedności Zachodu. Żaden polski rząd, żadna partia w Polsce, nie powinny mu w tym pomagać.