"Mocny w gębie" - zdaje się, że właśnie tak określa się tu i ówdzie osoby, których umiejętności krasomówcze znacząco przewyższają dokonania, ale też tych, którzy - gdy jednak za coś się wezmą, wie o tym cały świat. Właśnie tacy - mocni - byli ministrowie, którzy podczas propagandowego spektaklu zwanego "otwartym posiedzeniem rządu" przez sto minut podsumowywali swe działania. Miało być krótko i dziarsko. Było nieco sennie i mononastrojowo. Sukces przeplatał się tam z tryumfem, dokonania prześcigały osiągnięcia, ciężka praca mieszała się z wysiłkiem, a plany i marzenia myliły z działaniami. Jakoś żadna z pań i żaden z panów nie powiedział: "Chciałem zrobić to i to, ale się nie udało", "Planowałem, ale natrafiłem na trudności". Wszystko było cudowne, wspaniałe i niepowtarzalne. Nie twierdzę, że rząd Kazimierza Marcinkiewicza nie ma się czym pochwalić. Owszem, żwawość premiera i jego PR-owców, brukselskie negocjacje budżetowe, kilka zręcznych posunięć personalnych i politycznych (np. nominacja Zyty Gilowskiej), szybka i sprawna reakcja na katastrofę w Katowicach, to można bez wątpienia zapisać po stronie plusów. Ale przyrzekano znacznie więcej. Kto pamięta o obietnicach szybkich reform podatkowych i likwidacji "podatku Belki"? Kto jest w stanie wyjaśnić sinusoidę stosunku rządu do "becikowego"? Gdzie są obiecywane ustawy - ot choćby ta o likwidacji WSI, która tajemniczo zniknęła z przedostatniego posiedzenia rządu? A co ma być z prywatyzacją - rynek czeka na decyzje i doczekać się nie może! Ktoś powie: 100 dni to za mało, by zrobić wszystko. Pewnie, że tak, ale tak z pięć fundamentalnych ustaw to chyba można by napisać? Albo zapowiedzieć, jakie będą kierunki działań gospodarczych (i nie chodzi tu o piękne acz puste zapowiedzi, że podatki trzeba "obniżać i upraszczać")? Bo sam PR - czy jak chcą inni propaganda, może nie wystarczyć na długo... Choć z drugiej strony... Pewien prominentny działacz PiS przekonywał mnie niedawno, że "byleby nie złapali żadnego ministra na korupcji czy potężnej wpadce - to będzie dobrze. Pieniędzy z Unii będzie coraz więcej. Coraz szersze otwarcie rynku pracy będzie obniżać bezrobocie, a my to jeszcze wszystko pięknie opakujemy". A jak się już tak rozmarzył i rozgadał, to z fantazją stwierdził nawet: "Zobaczy Pan, że to Marcinkiewicz wygra dla PiS następne wybory!".