Czytając sondaże, a nawet głosy zwolenników opozycji na forach internetowych, można nie popadając już w żadną przesadę powiedzieć, że obecne 26, 27, 28 procent poparcia dla PO/KO to w całości poparcie dla Donalda Tuska. Na razie jednak jest ono niewystraczające do odebrania władzy Kaczyńskiemu. Jednak dosyć, by przewodniczący PO mógł autorsko pisać listy wyborcze, całkiem samodzielnie definiować strategię i taktykę całej swojej partii. CZYTAJ TAKŻE: Biejat do Tuska: Wyborcy to nie worki z ziemniakami, które można przerzucać Medialna wrzutka o Trzaskowskim przygotowywanym przez Tuska na kampanijnego skrzydłowego (tak jak Kaczyński przygotowuje na kampanijnych skrzydłowych Szydło i Morawieckiego) nie znajduje na razie potwierdzenia w faktach. Nawet nie wiadomo, czy była ona dobrą wolą niepisowskich rynkowych mediów, usiłujących liderowi opozycji coś sensownego doradzić, czy też ich zwyczajowym priorytetem zarabiania pieniędzy na dobrze sprzedających się i "klikających" fake newsach. Tych, które jednego dnia samemu się wymyśli i wypromuje, a drugiego dnia podda się poważnej negatywnej weryfikacji. Co najwyżej PiS-owskie media i służby z jeszcze większą intensywnością biorą się za przygotowywanie medialnych i prokuratorskich "kompromatów" na prezydenta Warszawy. Media w natarciu: Wraca sprawa Józefa Tuska Oczywiście problem jak zwykle polega na tym, że wybierając samotność, Tusk walczy w okrążeniu. Wcześniej atakowany (przez PiS, "symetrystów", radykalną lewicę) za "brak propozycji programowych" i "zafiksowanie się na antypisie", od kiedy propozycje programowe zgłosił (nieoprocentowany kredyt na mieszkanie, "babciowe") - został zaatakowany przez wszystkich. Propaganda władzy miażdży go w sposób najprostszy. "Wnukowi dziadka z Wehrmachtu", który w ramach samonakręcania się działaczy PiS-u awansował już na "dziecko esesmana", nie można wierzyć, bo "on Polakom nic nie da, może im najwyżej zabrać, żeby dać Niemcom". Jednocześnie jednak w mediach niepisowskich, a nawet tych "anty" zaatakowali go najbardziej dogmatyczni liberałowie gospodarczy. Za to, że w ogóle coś proponuje, nie zadowalając się wychwalaniem "niewidzialnej ręki rynku". W tych samych mediach zaatakowała go radykalna lewica z okolic Adriana Zandberga. Wściekła, że Tusk wchodzi na jej od dawna już nieuprawiane i zarośnięte chwastami poletko. Dla nich zbrodnią jest każda propozycja mająca ułatwiać Polakom nabywanie mieszkań na własność, bo mieszkania (podobnie jak żony w dawnych paszkwilach na bolszewików, które chyba tylko działacze partii Razem biorą na poważnie) powinny być wspólne, czyli komunalne. Zandberg i jego lewica kontra prawica Mentzena Polacy po przejściach z "socjalizmem realnym" do wspólnej własności aż tak bardzo się jednak nie garną. Nie dziwi więc fakt, że lewica Zandberga przegrywa z prawicą Mentzena, nawet, a może szczególnie, w pokoleniu młodszym. To ono miało być nadzieją najbardziej radykalnej populistycznej lewicy, a tymczasem stało się, jak zresztą zawsze w Polsce, nadzieją najbardziej radykalnej populistycznej prawicy. CZYTAJ TAKŻE: Rozkminianie Konfederacji Atakujący Tuska za zgłaszanie propozycji programowych dogmatyczni liberałowie gospodarczy i radykalna populistyczna lewica, choć nie ma żadnego przełożenia na polskich wyborców (chyba że negatywne, odstraszające), to mają przełożenie na media. "Młodzież" Zandberga to maleńka hipsterska wielkomiejska bańka. Złożona z dzieci transformacyjnych elit i znajomych tych dzieci. Nie można ich znaleźć na wsiach, na prowincji, a nawet w blokowiskach Warszawy. Są jednak nadreprezentowani w redakcjach paru centralnych gazet, gdzie funkcjonują (jak to rozpuszczone dzieci) poza kontrolą dorosłych, którzy starają się im raczej przypodobać. Z kolei bez wątpienia dorośli Leszek Balcerowicz czy Witold Gadomski z ich nieskazitelną wolnorynkową doktryną (Balcerowicz był mądrzejszy i bardziej skuteczny jako polityczny praktyk, niż jest jako ideolog) przegraliby nawet wybory na radnych w Miasteczku Wilanów (może przyjmą zakład?). Na razie jednak doktryna i dogmat - skrajnie lewicowy, skrajnie wolnorynkowy - dezorganizują komunikację po stronie opozycji. Dziś utrudniając pracę Tuskowi, który wybrał samotność, ale potencjalnie utrudniając życie każdej opozycji, obojętnie w jakim szyku by nie wystąpiła. Nie ma w Polsce młodej skrajnej lewicy (poza mikroskansenem, który utrzymał na swoich listach wyborczych Włodzimierz Czarzasty), ale jest w Polsce młoda skrajna prawica. Etatystyczna prawica PiS ma zmiennika w postaci libertariańsko-fundamentalistycznej prawicy Konfederacji. Konfederacja może być "libertariańsko-fundamentalistyczna", gdyż w kraju upadłej szkoły i mediów przejdzie każda sprzeczność. Przechodzi zatem także "niewidzialna ręka rynku" Mentzena, ozdobiona biskupim sygnetem do użycia w funkcji kastetu. Sławomir Mentzen skutecznie (jeśli wierzyć samym tylko sondażom) przekonuje Polaków, szczególnie tych młodszych, do uroków życia bez państwa. Polski naród (lub jego szlacheckie elity, które jednak w XVIII wieku były dość liczne i w swojej przytłaczającej większości wybierały źle), życie bez państwa załatwił sobie, i to na parę wieków, w czasach saskich. Skutecznie odmawiając wówczas koniecznych inwestycji w szkołę, armię, infrastrukturę publiczną. Kto jak kto, ale akurat polski naród powinien pamiętać, że kiedy próbuje się żyć bez własnego państwa, będzie się żyć w państwie cudzym, gdyż polityczna natura też nie znosi próżni. Konfederacja uszczupli władzę Kaczyńskiego? Kaczyński nie jest entuzjastą Konfederacji. Nie z powodów ideowych, gdyż prezes PiS uważa, że idee mają służyć jemu (jak Morawiecki, Sasin czy Błaszczak), a nie to on ma służyć jakimkolwiek ideom. Jednak umocnienie się Konfederacji, do tego stopnia, żeby musiał on z nią współrządzić po najbliższych wyborach, oznaczać będzie uszczuplenie jego osobistej władzy. Dokładnie z tych samych powodów entuzjastą powyborczej koalicji Zjednoczonej Prawicy z Konfederacją jest Zbigniew Ziobro (gdyż oznacza ona uszczuplenie osobistej władzy Kaczyńskiego). Minister Ziobry Janusz Kowalski powiedział to w imieniu swego szefa zupełnie otwarcie, ryzykując kolejną niełaskę ze strony premiera i jego szefa. Zbigniew Ziobro wie, że wspólna obecność jego i Sławomira Mentzena w przyszłym prawicowym rządzie oznacza, że to oni przejmą polską polską prawicę po Jarosławie Kaczyńskim. O ile oczywiście nie pokłócą się przed, ale dopiero po swoim wspólnym nad Kaczyńskim zwycięstwie. Cezary Michalski