Jesienią ubiegłego roku w czasie protestów w sprawie prawa aborcyjnego wielu komentatorów dziwiło się, skąd na ulicach wzięli się wszyscy młodzi ludzie. Ich wrażliwość polityczna wydawała się "dziwna". Poważna i niepoważna zarazem. W pewnym odruchu bezradności w części publikacji skupiono się na wulgarności haseł. Niektórych komentatorów i polityków zaniepokoiło w szczególności hasło "dziaders", albowiem ewidentnie odnosiło się do nieakceptowanej hipokryzji osób znajdujących się po obu stronach politycznej barykady. Jedna Polska W polityce polskiej życie toczy się tak, jakby to wydarzenie nie miało miejsca. Przeszłość, a właściwie pewna jej polityczna interpretacja, wylewa się z mediów publicznych oraz tygodników wspierających rząd. Bombastyczna wizja polskości bez humoru, romantyzm w wersji pop doprowadzany do swojej karykatury i tak dalej. Po 2015 roku z pewnością można robić karierę, dzięki tej "wesołej" agendzie, byle rozjuszać przeciwników (o co nietrudno, bo część z nich także nie ma do siebie dystansu). Celuje w tym choćby minister edukacji i nauki, Przemysław Czarnek z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, który chyba za cel postawił sobie odebranie tytułu "ministra zaciemnienia publicznego" Stanisławowi Grabowskiemu (który w Królestwie Polskim firmował katastrofalne dla polskiej edukacji decyzje). Nowe pokolenia Polaków mają zostać ukształtowane wedle pewnych założeń politycznych. Zmieniane są programy, przesuwane akcenty w uroczystościach, zaś punkty w naukowych czasopismach pojawiają się i znikają, jak za dotknięciem ministerialnej różdżki. Zabawa trwa. Czarowanie rzeczywistości czy zwykłe kłamstwa, jak to bywa, napotyka jednak na swoje granice. I druga Polska W pandemii miała miejsce nagła zmiana przyzwyczajeń, przetasowanie hierarchii społecznych, mimowolne skupienie na sobie oraz własnej cielesności. I oto numerem jeden w Polsce wśród seriali na jednej z platform filmowych okazuje się serial "Sexify" o życiu seksualnym polskiej młodzieży . Produkcja nie jest pozbawiona wad scenariuszowych, trudno w niej znaleźć cokolwiek specjalnie skandalizującego. To nie Pier Paolo Pasolini. Niemniej narracja o problemach seksualnych młodzieży w Polsce poprowadzona jest lekko i z humorem, skierowana na odbiorcę masowego, dostosowana do aktualnych oczekiwań i wrażliwości. Frapujące wydaje się, jak wielką popularnością cieszą się w Polsce produkcje znajdujące się na antypodach oficjalnie promowanej wizji kultury. I jak one zmieniają sferę wyobrażeń o polskości właśnie. W jednej ze scen młoda para rozmawia - uwaga! - na tle plakatu z reprodukcją "Pożegnania powstańca" (1866) Artura Grottgera. Przypadek czy nie, niesamowite wrażenie robi zestawienie obrazu kultury podległości z problemami, które zaprzątają młode Polki w niepodległym państwie. Legendarne płótno Grottgera nawiązuje do klęski powstania styczniowego, a przy okazji przedstawia typowe wówczas rozdanie ról damsko-męskich. Żona, żałobnie ubrana na czarno, przypina kokardę narodową do rogatywki męża, który wyrusza do walki o wolność. Szczęście prywatne zostaje złożone na ołtarzu Ojczyzny. Tymczasem w serialu Polki, wychowane w niepodległym państwie, zamiast poświęcać siebie w imię czegokolwiek, próbują rozwiązać problem relacji damsko-męskich, w szczególności braku orgazmu. Jak powiedziała współscenarzystka i współreżyserka serialu: "byłoby super, jakby młode dziewczyny to obejrzały i poczuły na przykładzie bohaterek, że mają prawo być tym, kim tylko chcą. I żeby mężczyźni poczuli empatię do takich kobiet". Tak postawiony cel tylko na pozór brzmi niewinnie. Na tle polskiej kultury podległości, jej ideowej warstwy kształtowanej od rozbiorów do PRL-u, to zwrot o 180 stopni. Ciało a polskość Przekonują o tym zresztą inne sceny. Jak na przykład w konfesjonale, gdzie młoda dziewczyna, której współżycie z narzeczonym nie satysfakcjonuje, wysłuchuje uwag i pouczeń księdza, który sam w założeniu powinien żyć w celibacie. Uprzedźmy, że nie ma tu ani cienia wulgarności, ani antyklerykalizmu. Ukazana została raczej odmienność perspektyw, młodej Polki i księdza, którą w serialu w jedno może powiązać hipokryzja i skrępowanie w sprawach seksu. Ostatecznie oboje wracają do swoich spraw, obywając się szablonowymi formułkami. Aż przypomina się głośny raport "Kościół w Polsce", opublikowany w tym roku przez Katolicka Agencja Informacyjną, w którym zwracano uwagę na rozczarowanie młodzieży Kościołem i znaczący spadek jej religijności. Jako że z poczuciem humoru nie jest ostatnio najlepiej, prawdopodobnie na serial za chwilę posypią się gromy - a sprawa będzie polityczna. Nie są to czcze spekulacje, biorąc pod uwagę raz jeszcze słowa twórczyni serialu: "Jesteśmy pełni wstydu - a jego źródłem jest między innymi katolicyzm. Mężczyźni dowcipkują o seksie, ale jest to trochę ciężki humor, który przykrywa poczucie skrępowania i poruszanie się w tym temacie po omacku. Kobiety rozmawiają o tym między sobą, ale w szerszej debacie publicznej ten temat dopiero zaczyna wybrzmiewać". Banałem jest powiedzieć, że nasze sposoby życia i wrażliwość zmieniają się pod wpływem zjawisk globalnych. Ciekawe są jednak te lokalne mutacje. W naszym przypadku tragiczne losy Ojczyzny, a piszę to bez ironii, przesłaniały mnóstwo problemów codziennych, na boczny tor przesuwały jednostkę z jej zmartwieniami. I nagle w trzeciej dekadzie niepodległości w centrum znajduje się problematyka przyjemności cielesnej kobiet - bez domagania się jakichkolwiek poświęceń dla narodu czy ustępstw wobec partnerów. Żadne odgórne zarządzenia polityków nie zmienią tego, że powoli przekształca się stereotyp polskości, że wrażliwość kolejnych roczników Polaków ewoluuje i że wreszcie sama polskość się zmienia. *** Jarosław Kuisz - "Kultura Liberalna", Uniwersytet Warszawski. Wydał ostatnio książki: "Koniec pokoleń podległości" oraz "Propaganda bezprawia". Zobacz też: Ból polskiego Brexitu