Sześć dni temu przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Cykl reakcji rozpoczęło niedowierzanie. "To niewiarygodne", powtarzano, gdyż świat wypadł z ram pojęciowych, a w naszym regionie zaczęła się realna wojna. Śledząc pierwsze doniesienia z frontu wiele osób popadło w melancholię, nawet depresję. Ukazało się ad hoc wiele porad psychologów, jak sobie z tym poradzić. Pod wpływem wiadomości nasze emocje zbiorowe zmieniają się błyskawicznie. Śledząc heroizm Ukrainy, nagle odnaleźliśmy w sobie potężny impuls solidarności. W okamgnieniu dla nas, zwykłych obywateli, wszystkie międzypartyjne spory polityczne straciły na znaczeniu. Polacy masowo ruszyli z pomocą potrzebującym. Wedle sondaży przytłaczająca większość rodaków gotowa jest przyjmować uchodźców z Ukrainy. Jeśli przyjrzymy się zmianach w naszej codzienności, to my, zwykli obywatele... już jesteśmy na tej wojnie. Oczywiście, nie w sensie militarnym. Jednak wojna wpływa na nas niemal pod każdym względem. Od rana do wieczora jesteśmy przyklejeni do ekranów i głośników. Nerwowo śledzimy wieści z Kijowa i innych miast ukraińskich. Stres nie dotyczy tylko dorosłych. W polskich przedszkolach i szkołach dzieciom próbuje tłumaczyć się, co dzieje się za wschodnią granicą. Aby nie przyglądać się bezczynnie rozwojowi wypadków, oddolnie zorganizowana została cała sieć pomocy, przyjmowania uchodźców. W licznych domach już zamieszkali potrzebujący. W supermarketach zbierana jest żywność i leki, do czego w większych placówkach zachęca się przez megafony. W ostatnich dniach Polki i Polacy pokazują się naprawdę z jak najlepszej strony. Solidarność międzyludzka pomaga wszystkim. Kto lepiej rozumie Rosję? A jednocześnie informacje mieszają się z dezinformacją... Wojna hybrydowa rozlewa się w sieci, w zasadzie trwa w najlepsze. "Russlandversteherzy" oraz "Putin-Versteherzy" wcale nie znikli. W komentarzach płynących z różnych stron świata widać, jak różnice w opiniach wiążą się także z geograficzną odległością od Rosji. W jednej z zagranicznych debat usłyszałem wyważone sformułowanie eksperta: "trzeba też pomyśleć o jutrze, przecież nie przestaniemy sąsiadować z Rosją". Wszyscy pokiwali głowami. I wtedy - gdy padają takie niewinne przecież określenia - można zrozumieć OGROMNE różnice, które nas dzielą z wieloma państwami Zachodu. Otóż są w Europie kraje, które dobrze wiedzą z przeszłości, że właśnie jest inaczej! Że właśnie "można przestać sąsiadować z Rosją", bo Rosja je wchłonie tak, jak teraz próbuje wchłonąć Ukrainę. Że myślenie w kategoriach stref wpływów imperium wiedzie prostą drogą do niszczenia wolności i demokracji, bo pod butem Kremla nikt nie będzie obywateli pytać o zdanie. Wiemy doskonale, co w praktyce oznacza utrata wolności na rzecz Rosji. Co za różnica - XVIII wiek czy XXI? Pewną wiedzę nasza kultura przyswoiła sobie przed stuleciami. W epoce oświecenia wielu wydawało się, że Rosja to kraj jak każdy inny. W swoich wspomnieniach Julian Ursyn Niemcewicz przypomina, jak Polakom spadała łuska z oczu. Choćby w 1767 roku, gdy nagle w głąb Rosji wywieziono biskupów i senatorów Rzeczypospolitej. Niemcewicz wspominał szok, który przeżyła całą rodzina wraz z dziećmi, które odczuły w młodych sercach "żal i zniewagę" Zbyt dawny przykład? Tak się tylko wydaje. Przykładów mamy aż za dużo po wiek XX - choćby podstępne pojmanie przywódców Państwa Podziemnego i sfingowany tzw. proces szesnastu w czerwcu 1945 roku. Nie miejsce tu na wyliczenia. Idzie o pewną wiedzę, którą przez stulecia na temat Rosji zgromadzili jej bezpośredni sąsiedzi. Polska solidarność! Właśnie dlatego Ukraińcy doskonale wiedzą, czego bronią i przed czym się bronią. Po wejściu w krąg kultury rosyjskiej w zasadzie zmieniają się codzienne relacje międzyludzkie, do sfery publicznej i prywatnej wlewają się kody zachowań autorytarnych. Przemoc, bezprawie, kłamstwo, prawo silniejszego. Wiemy, że istnieją listy proskrypcyjne, plan, by pojmać przedstawicieli elit obecnego państwa ukraińskiego. Na wierzch ostatecznie wypływają osoby o wątpliwych cechach charakteru. Czy to prehistoria? Nie. Proszę spojrzeć na lidera dzisiejszej Czeczeni, Ramzana Kadyrowa. Proszę prześledzić ewolucję dyktatora Białorusi, Łukaszenki. My to wszystko wiemy, chciałoby się powiedzieć, od jakichś 300 lat. Do zrozumienia Kijowa, do impulsu pomocy Ukrainie dziś nie trzeba nas zatem przekonywać. Być może niektórzy z nas wciąż mają wątpliwości, co robić, jak sobie poradzić w tym świecie, który wypadł z ram. W końcu - choć chcemy, aby Zło przegrało - wcale nie wiadomo, czym się konflikt skończy. Z całą pokorą można odpowiedzieć, że pozostaje nam wsłuchanie się w "odruchy serca" i pomoc. Zajęcie się osobami w skrajnej potrzebie. Niech każdy wspiera Ukrainę wedle swoich możliwości, każdy ludzki gest się liczy. Wobec chaosu wojny nieśmy solidarność.