Dość szybko zapomniano, że po 1989 prywatyzacja przedsiębiorstw była także dekomunizacją. Powszechnie sądzono, że w głowach i sercach rodaków mieszka "homo sovieticus". Korupcja, nepotyzm, bumelanctwo, niska jakość pracy, buble... Kto dziś pamięta te terminy? Wszystko to chciano zlikwidować jak najszybciej, a potrzeba odzyskiwania niepodległości w gospodarce wydawała się oczywista. Z pobudek patriotycznych, jak wówczas sądzono, prowadzono derusyfikację w sferze gospodarki. Wyrzucano zatem z gospodarki rozwiązania oraz nawyki generalnie kojarzone ze Związkiem Radzieckim. Słusznie czy nie, to inna sprawa. W praktyce prywatyzacja przynosiła, najogólniej rzecz biorąc, różne rezultaty. O szlachetnych motywacjach wielu osób zapomniano, gdy światło dzienne ujrzały rozmaite afery. Wszystko to jednak przypomina się teraz, gdy czytamy o cenowych breweriach Orlenu. Po 1989 roku prywatyzowano, aby ukrócić kolesiostwo i brak kompetencji. Dawne nawyki okazały się jednak nadzwyczaj trwałe. Może nawet będą trwalsze niż krótki dorobek w ich zwalczaniu. O panu Danielu Obajtku, jego interesującym CV, szerokich kompetencjach oraz kilkunastu nieruchomościach, bodaj 15 - już tutaj w felietonach Interii pisaliśmy i nie ma co wracać do tego barokowego tematu. Czempiony przyszłości? Nasuwa się raczej inne pytanie. Czy polskie czempiony mają sens bez zmiany kultury zarządzania i pracy? Czy racjonalne jest tworzenie wielkich przedsiębiorstw narodowych, w których istnieniu coraz mniej chodzi o konkurowanie na rynkach światowych, o innowacje i podnoszenie nas, tutaj, na najwyższy poziom ekonomiczny? W tej chwili kierunek obrano na monopolizację rynku i jak najściślejsze powiązanie ze światem polityki niż to miało miejsce wcześniej (ale po 1989). Na co dzień to po prostu "skok na kasę". Kompetencje oraz dyplomy (ale takie na serio) zeszły na dalszy plan. Można bez trudu wskazać przypadki, gdy kwestie merytoryczne z pola widzenia w ogóle wyparowały. Zresztą nikt specjalnie się z tym nie kryje. Teraz wiele osób nabrało podejrzenia, że Orlen ręka w rękę z politykami mógł wykorzystywać swoją pozycję na rynku i w ostatnim czasie, na swój sposób, wprowadzać konsumentów w błąd. W każdym razie osobliwe manewry cenowe miały miejsce: tuż przed podwyżką podatków od paliw w nowym roku - ni stąd, ni zowąd - Orlen obniżył ceny hurtowe na benzynę o 14 proc. Gdyby uczyniono to wcześniej, kierowcy odczuliby ulgę w okresie przedświątecznym. Inflacja bije nas po kieszeniach mocno. Zaoszczędzone pieniądze przydałyby się Państwu na pewno. A może huba narodowa? No, ale główny ekonomista Orlenu wytłumaczył nam, że wszystko to dla naszego dobra. Daniel Obajtek dodał, że chodziło o uchronienie Państwa przed atakiem paniki. Aż trudno uwierzyć, że kierowcy chyba nie uwierzyli w te szlachetne zapewnienia. O, niewdzięcznicy! O, samoluby! "Zmowa cenowa? Nieuczciwe praktyki? Podbijanie inflacji?" - bo oto te pytania nasunęły się Polakom. Dalej ponieśli w mediach społecznościowych je politycy różnych ugrupowań oraz komentatorzy, zresztą, od prawa do lewa. Ktoś tam ponoć pognał nawet do UOKiKU, choć chyba bez większych nadziei na rezultat - w czasach rozlewającego się wszędzie upartyjnienia. My, idąc tym tropem, podbijamy zatem następne pytanie, jaki sens ma czempion narodowy, który "żywiłby się" kosztem narodu? Firma o pozycji dominującej na rynku, która zgarniałaby sute marże, podczas gdy ludzie zaciskają pasa o kolejną dziurkę? To nie byłby żaden czempion narodowy, ale huba. Przed nami zresztą narodowe wyjaśnianie, jakimi to krętymi drogami doszło do całej tej fuzji Orlenu z Lotosem (wraz ze szczegółami "pikantnej" umowy z Saudi Aramco!). Znając poziom jawności w naszym kraju, niebawem możemy się spodziewać smakowitych przecieków. I tak pozostawiam Państwa ze smętnym, choć noworocznym pytaniem, czy o takich czempionach narodowych Państwo marzyli? Bo ja nie.