Nikt nie może spać spokojnie. Od czasu, gdy Jarosław Kaczyński beztrosko przyznał, że izraelskim narzędziem do inwigilacji posługiwano się w Polsce, w zasadzie każdy powinien z nieufnością zerkać w stronę własnego telefonu. Do tej pory wiadomo było, że zainfekowano telefony opozycyjnego senatora, prawnika oraz pani prokurator. Teraz, wedle medialnych doniesień, okazuje się, że prawdopodobnie owo technologiczne "zakażenie" objęło także między innymi byłego rzecznika PiS-u czy ministra skarbu w rządzie premier Beaty Szydło. Z każdym dniem lista nazwisk się wydłuża. Do tej pory politycy prawicy mogli pogardliwie parskać, że sprawa dotyczy opozycji i poza tym nikogo z rodaków nie interesuje (w takim duchu wypowiedział się choćby Ryszard Terlecki). Teraz jednak sprawy mają się zgoła inaczej. Oficjalnie wiadomo o około 40 licencjach wykupionych na "Pegasusa". Po opublikowaniu pierwszych nazwisk można powiedzieć na pewno, że jeszcze dużo nowych nazwisk przed nami. Donald Tusk? Grzegorz Schetyna? Borys Budka? To nazwiska z szeregów opozycyjnej Platformy. Marian Banaś już włączył się w krąg osób, których "życie było na podsłuchu". Nie można jednak wykluczyć, że podsłuchiwano Władysława Kosiniaka-Kamysza czy Włodzimierza Czarzastego. Dlaczegóż by nie? Wiemy przecież, że zainfekowanie jednego telefonu umożliwiało infekowanie następnych. W ten sposób owe 40 osób należałoby traktować jako minimum. Inwigilacja prawicy Ostatnie rewelacje sprawiają, że tarcza ochronna związana z przynależnością do prawicy "nie działa". To niebywałe na tle historii III RP. Przecież nie kto inny, a Jarosław Kaczyński pomstował na inwigilację prawicy w latach 90. Miotał gromy przeciwko postkomunie i układom, niemoralnym podsłuchom i inwigilacjom, a symbolem Zła wszelakiego stała się "szafa Lesiaka", w której, jak utrzymywał, zgromadzono na niego ostre haki (kto to dziś pamięta?). A tu proszę, w styczniu 2022 na prawicy nieomal, jak w marcu 1993 roku, gdy Jarosław Kaczyński ujawniał słynną "Instrukcję UOP nr 0015/92", zapanował niepokój. Włamali się do telefonu czy nie? Co ONI nagrali? A przecież dzisiejsi ONI, to wczorajsi SWOI, a nie żadne tajemne siły z Moskwy. Krótko mówiąc, nikt nie zna dnia ni godziny. Dlaczego nie miałby się obawiać "lewych" nagrań np. Zbigniew Ziobro czy Daniel Obajtek? Pegaz dzieli, Pegaz łączy Kto wie, może za chwilę nie wypłyną jakieś nagrania z telefonu prominentnego polityka w sytuacji zgoła niepolitycznej, być może intymnej. Ekspert z Citizen Lab wyjaśniał komisji senackiej, że Pegaz to "włamywacz, który nie tylko się włamuje, ale pozostaje w szafie". Dlaczego nie w sypialni czy toalecie? Resztą mogą sobie państwo sami dopowiedzieć. Co nagrane, szybko nie znika, o czym dotkliwie przekonali się politycy zarejestrowani przed laty przez kelnerów. Co raz lekką ręką napisane przez ministra w mejlu, może wyskoczyć niebawem w serialu pod nazwą "afera Dworczyka". Teraz poprzeczka technologiczna znajduje się zdecydowanie wyżej. Odarcie tego czy innego polityka z intymności może być o wiele boleśniejsze. I dzieje się to pod auspicjami polityków, którzy sami kiedyś doświadczali inwigilacji i którzy na owej inwigilacji wieszali psy i mówili o łamaniu demokracji. Hipokryzja to hołd składany cnocie przez występek, jak mądrze pisał La Rochefoucauld. Czy prace komisji senackiej przebiją się do obywateli? Nie wiadomo. Jednak wiadomo, że dziś afera "Pegasusa" na pewno przebiła się do świadomości polityków - i to wszystkich stron. Nieufność do osoby na szczycie władzy może połączyć zaniepokojonych polityków - ponad barykadami codziennych sporów. W takich sytuacjach rodzą się przewroty pałacowe. Jarosław Kuisz, redaktor naczelny "Kultury Liberalnej", autor podcastu "Prawo do niuansu".