Przed wielu laty George R. Urban, dziennikarz z Radia Wolna Europa, łamał sobie głowę nad fenomenem stalinizmu. Notował: "Dziś, sto lat od chwili, gdy się Stalin urodził, nadal nie wiemy, czy jest on dla narodu rosyjskiego martwym szkieletem, czy też stworem, który jedynie zapadł w sen zimowy, by powrócić do życia, gdy nastaną dogodne warunki". W styczniu 2023 roku obserwujemy, jak Józefa Stalina wybudza się ze snu zimowego. W relacjach z Rosji widzieliśmy nowe, wypucowane popiersie człowieka, który ponosi odpowiedzialność za wymordowanie milionów ludzi. Przez nikogo nie niepokojone delegacje z flagami z sierpem i młotem składają uroczyste wieńce. Z bloków zwisają zupełnie nowe wizerunki "Słońca Narodów". Przecieramy oczy ze zdumienia. A jednak nie jest to tylko perwersyjne celebrowanie przeszłości. Gdy 2 lutego z okazji 80. rocznicy bitwy pod Stalingradem do sali wchodzi prezydent Putin, dorośli ludzie pokornie zrywają się na równe nogi, jak marionetki w latach ugruntowanego stalinizmu. Polityk naszych czasów snuje pseudohistoryczne wywody, rysuje paralele pomiędzy współczesną Ukrainą a hitleryzmem. Wygraża nam pięścią. Pseudohistoryczne nonsensy mają jednak znaczenie polityczne. Skoro kiedyś ZSRR Stalina zwyciężył, to obecnie Rosja Putina także może odnieść wojenny sukces. Jasne staje się, dlaczego do prowadzenia obecnej polityki prezydent Putin potrzebuje bezpośrednich odwołań do psychopaty z Kremla. Nic tutaj nie jest przypadkiem, to owoce, które zbiera się po 30 latach gry Rosji ze swoją ponurą przeszłością. Konsekwencje braku rozliczeń Po 1989 roku trudno było znaleźć tłumy Rosjan chętnych do wzięcia na siebie współodpowiedzialność za wymordowanie milionów w czasach stalinizmu. Wyrzuty sumienia ani zwykła ludzka uczciwość nie odgrywały żadnej znaczącej roli społecznej ani politycznej. Stowarzyszenie Memoriał i tym podobne organizacje to był margines. Żadne pokojowe Nagrody Nobla tego stanu rzeczy nie zmienią (przyznane w ub. roku). Jak zauważał wspomniany George R. Urban, zbiorowy zanik pamięci znakomicie współgrał z "milczącym porozumieniem zwykłego obywatela z instytucjami sowieckiego państwa". Bolszewizm i stalinizm okazywały się tym samym tylko następnym etapem w rosyjskiej kulturze politycznej. Po zakończeniu zimnej wojny zamęt w głowach nie panował zbyt długo. My drogą - od białego do czerwonego caratu - przewędrowaliśmy aż do putinizmu, który politycznie od dawna pogrywał z niechlubną przeszłością. Raz odgórnie przypominano Rosjanom o zaletach caratu, innym razem o pozytywnych stronach Związku Radzieckim. W styczniu 2023 wahadło przechyliło się na korzyść komunistycznej przeszłości. Nie bez powodu. Im trudniejsza sytuacja na froncie ukraińskim, im bardziej pogłębia się międzynarodowa przepaść między Zachodem a Rosją, tym bardziej potrzebne jest mocne, ideologiczne paliwo z czasów ZSRR. Nie trzeba jednak wskrzeszać marksizmu-leninizmu, który zresztą powstawał na "zgniłym" Zachodzie, wystarczy wybierać odpowiednie momenty, jak II wojna światowa, wielka wojna ojczyźniana, a bitwa pod Stalingradem w szczególności. O pakcie Ribbentrop-Mołotow i uściskach dłoni hitlerowców z sowietami w 1939 roku oczywiście nie będziemy przypominać. To bawienie się historią, a nie historia. Brzydki zapach populizmu Populizm narodowy 2.0 chętnie bawi się przeszłością. Częściowo polega on na odrzuceniu poczucia winy za cokolwiek niechlubnego, co popełniły poprzednie pokolenia. Może tam coś kiedyś było, może historycy wykopali jakieś szkielety z dziurami w czaszkach, my jednak zwrócimy oczy w inną stronę. Nie będziemy dzielić włosa na czworo ani na sześć, tylko będziemy opowiadać, jacy byliśmy i - uwaga - jacy jesteśmy doskonali. O to w końcu chodzi. Nie chodzi o żadne poznawanie skomplikowanej przeszłości. Tu idzie wyłącznie o dobre samopoczucie ludzi obecnie żyjących. Jednym cięciem można uprościć całą antropologię polityczną. Polityka oparta na takim gruncie śmierdzi kłamstwem z bliska oraz na odległość. Co więcej, gdy rzeczywistość przeczy kłamstwom, trzeba zmienić rzeczywistość. Nie będzie przesadą powiedzieć, że wojna prezydenta Putina to częściowo tragiczna próba zniesienia dysonansu poznawczego elit społeczeństwa rosyjskiego. Celebrowanie stalinizmu to przyszłość. Otwiera ono drogę do uzasadnienia najbrutalniejszych represji wobec opozycji. Łamanie kręgosłupów znajdzie uzasadnienie "wyższym interesem" państwowym. Wojna w Ukrainie może trwać długo. Dalsze ofiary i wyrzeczenia domagają się produkowania uzasadnień. Stalinizm wydobyty z grobu sprawia zaś, że nawet najostrzejsza konfrontacja z Zachodem staje się całkowicie "zrozumiała" na tle historii. Z punktu widzenia Kremla, niestety, może okazać się zręcznym zabiegiem na przyszłość. Rekonstrukcja historyczna czy nie - wszystko jedno, jest użyteczna. Tylko patrzeć, jak na ulicach staną kolejne pomniki "człowieka ze stali".