Był to materiał o wydźwięku par excellence politycznym. Nikt z rodziny Szydłów wówczas prywatnością się nie przejmował. Z fotografii spoglądali uśmiechnięci szeroko rodzice. Szeroko roztrąbiono udział polityków w wydarzeniu polityczno-religijnym. Z rozmysłem w materiale prasowym sklejono politykę, religię i rodzinę. Być może tylko osobliwy grymas zatroskania na twarzy syna, widoczny zresztą na innych fotografiach, psuł sielankowy materiał w tygodniku redaktora Lisickiego. Jednak nic nam nie wiadomo, by rodzina Szydłów pozwała "Do Rzeczy" za okładkowy materiał. Utracona prywatność Tymoteusza Szydło Minęły cztery lata. Tabloidowe marzenia prawicowych dziennikarzy nie spełniły się. Życie rodziców - polityków to nie jest życie ich dzieci. Sprawy potoczyły się swoim torem. Tymoteusz Szydło odszedł z kapłaństwa. I w zasadzie sprawę należałoby zamknąć. Tym bardziej, że ówczesne znalezienie się w świetle zainteresowania całego kraju, jak się wydaje, nie było wyborem samego Tymoteusza Szydło. Wciąganie kapłaństwa młodego człowieka do politycznej propagandy obozu prorządowego wydawało się co najmniej niezbyt smaczne. A prywatnie - wręcz nieodpowiedzialne. A jednak chęć zaprezentowania idealnej rodziny spod znaku PiS wówczas przeważyła, perswazja polityczna musiała być silniejsza niż wątpliwości czy prywatność. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę W samym środku trzeciej fali pandemii wśród najpopularniejszych materiałów dziennikarskich (wedle "Polityki w Sieci") znalazł się ten o zatrudnieniu Tymoteusza Szydło (pod zmienionym nazwiskiem) w firmie, której współwłaścicielem jest Daniel Obajtek. Wiadomość nie bez powodu wzbudziła ponadprzeciętne zainteresowanie. Syn byłej premier RP, na dodatek były ksiądz, znalazł zatrudnienie u prezesa jednej z najważniejszych firm w państwie, właśnie oskarżanego w mediach o zgromadzenie bizantyjskiego majątku, grubo przekraczającego oficjalne dochody - oto gotowy materiał, by zainteresować opinię publiczną i scenarzystów w każdym kraju. Mateusz Morawiecki napisał: "Medialny atak na rodzinę Pani Premier Beaty Szydło to bezpardonowa próba podeptania godności drugiego człowieka". Premier i inni zarzucają zachowanie godne hien medialnych. Niesłusznie. Polska Rzeczpospolita Bananowa Po pierwsze, w sprawie zatrudnienia syna Beaty Szydło mamy do czynienia z kompletnym rozmyciem myślenia wedle standardów podziału na to, co publiczne, i to, co prywatne. Oto syn byłej premier - z rekomendacji matki, czynnej polityczki - znalazł posadę w firmie, w której udziałowcami są Daniel Obajtek i jego matka Halina. Nikt tego nie ukrywa. Pełnomocnik Tymoteusza Szydło przekazał wyjaśnienie, z którego wynikało, że syn zwrócił się do matki z prośbą o pomoc w znalezieniu pracy. Była premier zaś wypytywała "wśród przyjaciół" o możliwość jego zatrudnienia. "Przyznaję, po mojej rekomendacji został zatrudniony na zwykłym stanowisku w prywatnym biznesie" - wyjaśnił prezes "Orlenu" w rozmowie z "Faktem". Argumentem przeważającym wątpliwości opinii publicznej ma być ten, że była premier Szydło nie próbowała umieścić syna w żadnej spółce Skarbu Państwa. Aż chciałoby się odpowiedzieć: "Jeszcze tego brakowało". Polityczna "familiada" Po drugie, zęby bolą od reguł, które politycy PiS, jak Beata Szydło, wyznaczają w Polsce na przyszłość przez taki "familijny" sposób zatrudniania bliskich. Akurat na tym przykładzie doskonale widać, dlaczego prezes Obajtek, którego pałace, nieruchomości i w ogóle miliony znalazły się nagle pod lupą, nie powinien być pracodawcą syna byłej premier. Ano dlatego, że teraz, gdy pali mu się grunt pod nogami, może szukać wsparcia byłej premier z PiS-u. Wedle normalnych standardów, oczywiste jest to, że syn Szydło nie powinien znaleźć zatrudnienia ani spółce skarbu państwa, ani w firmie rodziny Obajtków z uwagi o podejrzenie o konflikt interesów. Ktoś powie: "Zawsze tak było!". Cóż, wcale nie zawsze. Odpowiem jednak inaczej: "Hola, hola, a kto zapowiadał poprawę?!". I to diagnozując takie standardy jako karygodne w 2015 roku. To właśnie niedostatek przyzwoitości u przeciwników krytykował PiS w kampaniach wyborczych, które przyniosły mu zwycięstwo. Nie kto inny, a właśnie Beata Szydło w exposé zapowiadała moralne cuda w polityce. Po sześciu latach rządów można dokonać oceny, jak się mają słowa do czynów. Wymiana elit po koalicji PO - PSL doprowadziła do standardów z tzw. republik bananowych. Nasi krewni i znajomi zastąpili tamtych krewnych i znajomych - w wersji turbo. To nic więcej niż tylko wędrówka do modelu węgierskiego, rodzinno-biznesowej sieci powiązań, który znakomicie opisał w książce o Viktorze Orbánie, Paul Lendvai. Granice polityki, biznesu i rodziny są programowo rozmyte dla osiągania korzyści. W Europie Środkowej wzmacnia to partie polityczne, które w gruncie rzeczy są dość słabe, albowiem oparte na doraźnym autorytecie jednego polityka, a nie na wymianie międzypokoleniowej w ramach instytucji działającej publicznie. Turbo-hipokryzja Po trzecie wreszcie, podwójne standardy medialne składają tu najuniżeńszy hołd cnocie, by nawiązać do znanej maksymy La Rochefoucauld. Byłoby bowiem pięknie, gdyby prawica i jej media same wcześniej nie zaglądały do rodzinnego życia oponentów. A dla politycznych korzyści robiono to wielokrotnie. Media prawej strony interesowały się dziećmi Lecha Wałęsy, Bronisława Komorowskiego, Donalda Tuska, Rafała Trzaskowskiego i wielu innych polityków i dziennikarzy. Te różne sprawy wiąże razem "tylko" jedno: przemożna chęć publicznego skrzywdzenia rodzica - polityka. W Polsce teraz jednak idzie nie o to, kto wskaże kolejnego winnego w obozie przeciwnym, ale o to, kto pierwszy się opanuje. Tu jednak trudno być optymistą. Obniżanie oczekiwań wobec siebie to przecież najmodniejszy obecnie sport walki w życiu politycznym III RP. Na zakończenie jeszcze jedna sprawa. Kto spodziewał się w niniejszym felietonie omówienia plotek, będzie rozczarowany. Jak widać, nie pisałem tu o Tymoteuszu Szydło, ale o politycznym układzie, który sprawił, że znalazł się on w centrum zainteresowania. Zakładam bowiem, że sam Tymoteusz Szydło zasadniczo nie miał wpływu na publikacje o sobie. W marcu 2021 to powiązanie z biznesami pana Obajtka sprawiło, iż syn byłej premier znów przyciągnął uwagę mass mediów oraz opinii publicznej. Tym bardziej - wydaje się - postacią tragiczną. I w cieniu wielkiej kariery politycznej matki, byłej premier, która nawet nie zauważyła, że "załatwiając pracę" wedle standardów à la Orbán, oddała synowi niedźwiedzią przysługę. *** Jarosław Kuisz - Kultura Liberalna, Uniwersytet Warszawski. Wydał ostatnio książki: "Koniec pokoleń podległości" oraz "Propaganda bezprawia".