Czy syn Beaty Szydło jest osobą prywatną?
17 marca 2017 roku na okładce tygodnika "Do Rzeczy" znalazło się słynne zdjęcie księdza Tymoteusza Szydło wraz matką i ojcem za plecami. Redakcja anonsowała materiał biało-czerwonym tytułem: "SZYDŁOWIE. POLSKA RODZINA". Podtytuł zaś głosił: "Syn premier Szydło odprawił mszę św. na Jasnej Górze. Wściekłość po stronie lewicy".
Był to materiał o wydźwięku par excellence politycznym. Nikt z rodziny Szydłów wówczas prywatnością się nie przejmował. Z fotografii spoglądali uśmiechnięci szeroko rodzice. Szeroko roztrąbiono udział polityków w wydarzeniu polityczno-religijnym. Z rozmysłem w materiale prasowym sklejono politykę, religię i rodzinę.
Być może tylko osobliwy grymas zatroskania na twarzy syna, widoczny zresztą na innych fotografiach, psuł sielankowy materiał w tygodniku redaktora Lisickiego. Jednak nic nam nie wiadomo, by rodzina Szydłów pozwała "Do Rzeczy" za okładkowy materiał.
Minęły cztery lata. Tabloidowe marzenia prawicowych dziennikarzy nie spełniły się. Życie rodziców - polityków to nie jest życie ich dzieci. Sprawy potoczyły się swoim torem. Tymoteusz Szydło odszedł z kapłaństwa. I w zasadzie sprawę należałoby zamknąć.
Tym bardziej, że ówczesne znalezienie się w świetle zainteresowania całego kraju, jak się wydaje, nie było wyborem samego Tymoteusza Szydło. Wciąganie kapłaństwa młodego człowieka do politycznej propagandy obozu prorządowego wydawało się co najmniej niezbyt smaczne. A prywatnie - wręcz nieodpowiedzialne. A jednak chęć zaprezentowania idealnej rodziny spod znaku PiS wówczas przeważyła, perswazja polityczna musiała być silniejsza niż wątpliwości czy prywatność.
W samym środku trzeciej fali pandemii wśród najpopularniejszych materiałów dziennikarskich (wedle "Polityki w Sieci") znalazł się ten o zatrudnieniu Tymoteusza Szydło (pod zmienionym nazwiskiem) w firmie, której współwłaścicielem jest Daniel Obajtek.
Wiadomość nie bez powodu wzbudziła ponadprzeciętne zainteresowanie.
Syn byłej premier RP, na dodatek były ksiądz, znalazł zatrudnienie u prezesa jednej z najważniejszych firm w państwie, właśnie oskarżanego w mediach o zgromadzenie bizantyjskiego majątku, grubo przekraczającego oficjalne dochody - oto gotowy materiał, by zainteresować opinię publiczną i scenarzystów w każdym kraju.
Mateusz Morawiecki napisał: "Medialny atak na rodzinę Pani Premier Beaty Szydło to bezpardonowa próba podeptania godności drugiego człowieka". Premier i inni zarzucają zachowanie godne hien medialnych. Niesłusznie.
Po pierwsze, w sprawie zatrudnienia syna Beaty Szydło mamy do czynienia z kompletnym rozmyciem myślenia wedle standardów podziału na to, co publiczne, i to, co prywatne.
Oto syn byłej premier - z rekomendacji matki, czynnej polityczki - znalazł posadę w firmie, w której udziałowcami są Daniel Obajtek i jego matka Halina. Nikt tego nie ukrywa.
Pełnomocnik Tymoteusza Szydło przekazał wyjaśnienie, z którego wynikało, że syn zwrócił się do matki z prośbą o pomoc w znalezieniu pracy. Była premier zaś wypytywała "wśród przyjaciół" o możliwość jego zatrudnienia. "Przyznaję, po mojej rekomendacji został zatrudniony na zwykłym stanowisku w prywatnym biznesie" - wyjaśnił prezes "Orlenu" w rozmowie z "Faktem".
Argumentem przeważającym wątpliwości opinii publicznej ma być ten, że była premier Szydło nie próbowała umieścić syna w żadnej spółce Skarbu Państwa.
Aż chciałoby się odpowiedzieć: "Jeszcze tego brakowało".
Po drugie, zęby bolą od reguł, które politycy PiS, jak Beata Szydło, wyznaczają w Polsce na przyszłość przez taki "familijny" sposób zatrudniania bliskich.
Akurat na tym przykładzie doskonale widać, dlaczego prezes Obajtek, którego pałace, nieruchomości i w ogóle miliony znalazły się nagle pod lupą, nie powinien być pracodawcą syna byłej premier.
Ano dlatego, że teraz, gdy pali mu się grunt pod nogami, może szukać wsparcia byłej premier z PiS-u.
Wedle normalnych standardów, oczywiste jest to, że syn Szydło nie powinien znaleźć zatrudnienia ani spółce skarbu państwa, ani w firmie rodziny Obajtków z uwagi o podejrzenie o konflikt interesów.
Ktoś powie: "Zawsze tak było!".
Cóż, wcale nie zawsze. Odpowiem jednak inaczej: "Hola, hola, a kto zapowiadał poprawę?!".
I to diagnozując takie standardy jako karygodne w 2015 roku. To właśnie niedostatek przyzwoitości u przeciwników krytykował PiS w kampaniach wyborczych, które przyniosły mu zwycięstwo.
Nie kto inny, a właśnie Beata Szydło w exposé zapowiadała moralne cuda w polityce.
Po sześciu latach rządów można dokonać oceny, jak się mają słowa do czynów. Wymiana elit po koalicji PO - PSL doprowadziła do standardów z tzw. republik bananowych. Nasi krewni i znajomi zastąpili tamtych krewnych i znajomych - w wersji turbo.
To nic więcej niż tylko wędrówka do modelu węgierskiego, rodzinno-biznesowej sieci powiązań, który znakomicie opisał w książce o Viktorze Orbánie, Paul Lendvai. Granice polityki, biznesu i rodziny są programowo rozmyte dla osiągania korzyści. W Europie Środkowej wzmacnia to partie polityczne, które w gruncie rzeczy są dość słabe, albowiem oparte na doraźnym autorytecie jednego polityka, a nie na wymianie międzypokoleniowej w ramach instytucji działającej publicznie.
Po trzecie wreszcie, podwójne standardy medialne składają tu najuniżeńszy hołd cnocie, by nawiązać do znanej maksymy La Rochefoucauld.
Byłoby bowiem pięknie, gdyby prawica i jej media same wcześniej nie zaglądały do rodzinnego życia oponentów. A dla politycznych korzyści robiono to wielokrotnie. Media prawej strony interesowały się dziećmi Lecha Wałęsy, Bronisława Komorowskiego, Donalda Tuska, Rafała Trzaskowskiego i wielu innych polityków i dziennikarzy. Te różne sprawy wiąże razem "tylko" jedno: przemożna chęć publicznego skrzywdzenia rodzica - polityka.
W Polsce teraz jednak idzie nie o to, kto wskaże kolejnego winnego w obozie przeciwnym, ale o to, kto pierwszy się opanuje. Tu jednak trudno być optymistą. Obniżanie oczekiwań wobec siebie to przecież najmodniejszy obecnie sport walki w życiu politycznym III RP.
Na zakończenie jeszcze jedna sprawa. Kto spodziewał się w niniejszym felietonie omówienia plotek, będzie rozczarowany. Jak widać, nie pisałem tu o Tymoteuszu Szydło, ale o politycznym układzie, który sprawił, że znalazł się on w centrum zainteresowania. Zakładam bowiem, że sam Tymoteusz Szydło zasadniczo nie miał wpływu na publikacje o sobie.
W marcu 2021 to powiązanie z biznesami pana Obajtka sprawiło, iż syn byłej premier znów przyciągnął uwagę mass mediów oraz opinii publicznej.
Tym bardziej - wydaje się - postacią tragiczną. I w cieniu wielkiej kariery politycznej matki, byłej premier, która nawet nie zauważyła, że "załatwiając pracę" wedle standardów à la Orbán, oddała synowi niedźwiedzią przysługę.
***
Jarosław Kuisz - Kultura Liberalna, Uniwersytet Warszawski. Wydał ostatnio książki: "Koniec pokoleń podległości" oraz "Propaganda bezprawia".