Weźmy dla przykładu: w ubiegłym tygodniu w środę - 660 osób. W czwartek - 592. W piątek - 566 zgonów. W sobotę - 543. Po weekendzie zwykle przekazywane przez Ministerstwo Zdrowia dane drastycznie zjeżdżają, tylko po to, by we wtorek znów wystrzelić w górę. Tylko wczoraj zmarło 538 osób. Sami lekarze opowiadają nam, że statystyki należy traktować z dystansem, że zgonów jest o wiele więcej. Weekendowe spadki związane są nie z nagłym wzrostem odporności w niedzielę, ale z tym, że właśnie w weekend np. brakuje kart zgonów. Ministerstwo Zdrowia podaje, że od marca 2020 roku zmarło blisko 92 052 Polaków z COVID-19. Czy to dużo, czy mało? - ktoś może zapytać. Oczywiście może wydać się to pytanie niestosowne. I pewnie jest. Mimo wszystko jednak weźmy przykład z polskiej historii, na przykład w kampanii wrześniowej 1939 roku zginęło mniej żołnierzy niż w trakcie obecnej pandemii 2020-2021. W walkach z Niemcami, jak przypomina Paweł Wieczorkiewicz, straty wyniosły około 70 000 poległych. Powinno nas to skłaniać do zastanowienia. Polegli i zmarli na choroby Opłakiwanie poległych w walce jest na tle polskiej kultury oczywistością. Masowa śmierć w trakcie pandemii, chociaż COVID-19 nie jest pierwszym przypadkiem, o wiele mniej (o osobliwym "zapomnieniu" hiszpanki wiele już pisano w ubiegłym roku). Nie zmienia to faktu, że zjawisko masowej śmierci dzieje się właśnie teraz, a większość Polaków wydaje się pozostawać względnie pasywna. Jak długo, nie wiem. Niemniej właśnie dlatego, że wyborcy tak reagują, wpatrzeni w sondaże politycy rządowi chcą i mogą sobie pozwalać na aktualny, "luźny" kurs polityki sanitarnej, bez stanowczych deklaracji, nie mówiąc już o wprowadzania lockdownów i bez obowiązkowych szczepień. Jak gdyby fakt, że ktoś tam gdzieś umrze, rzeczywiście był tylko abstrakcją, odległym wydarzeniem, które nie dotyczy rodaków. A jednak na kryzys na granicy z Białorusią - ostatecznie dla większości z nas odległej - zareagowano inaczej! Czy Polacy są wobec siebie okrutni? - usłyszałem ostatnio. Ciekawe pytanie, tym bardziej przed świętami. Wiadomo, że Polacy wypracowali sobie strategie przetrwania bez państwa lub w państwie, które nie jest suwerenne. Rozmaite kody kulturowe pozwoliły na istnienie zbiorowości. Rodacy nauczyli się np. pamiętać o poświęcaniu życia na wojnie czy w powstaniach. Na ogół szanują nawet stawanie w beznadziejnej walce z przeważającymi siłami wroga itd. Próżnia socjologiczna Wiadomo, że narodowy medal ma drugą stronę. W 1979 roku na łamach "Studiów Socjologicznych" Stefan Nowak opublikował legendarny artykuł o "próżni socjologicznej" naszego społeczeństwa. Mocno identyfikujemy się z abstrakcyjnym narodem oraz z rodziną i najbliższymi - nie ma jednak nic pośrodku. Jak się wydaje, we własnym państwie i to w czasach pandemii ów poziom "mezzo" sprawia nam kłopot. Brakuje tutaj empatii, współczucia do współobywateli, a także - co ważne - wyobraźni czasu pokoju. Czy nie jest tak, że po tradycyjnej polskiej edukacji wciąż łatwiej nam wczuć się w garstkę partyzantów, która zginęła w walce z wrogiem? Że tak naprawdę potrafimy wzruszać się śmiercią heroiczną? A jednocześnie słyszymy słowa wobec aktualnie żyjących Polaków, że "skoro się nie zaszczepili, to mają za swoje"? Na pewno słyszeli Państwo takie słowa. Być może brak wyobraźni społecznej na nowe czasy pozostawia nas z wrażeniem wzajemnego okrucieństwa w czasach pokoju, z próżnią socjologiczną, która pomimo 30 lat na swoim jakoś nie maleje.