"USA zabiły..." W luksusowej dzielnicy w stolicy Afganistanu w Kabulu został zabity z powietrza przywódca al-Kaidy. CIA namierzyło jednego z najbardziej poszukiwanych przez Waszyngton ludzi, Ajmana al-Zawahiriego, po czym wyniku ataku rakietowego pozbawiło lidera organizacji terrorystycznej życia na balkonie rezydencji. Prezydent Joe Biden ogłosił sukces precyzyjnego uderzenia, które zresztą zarządzić miał osobiście. Podkreślił tylko, że poza przywódcą al-Kaidy nikt inny nie zginął. Wedle tego, co oficjalnie wiadomo od lat, Al-Zawahiri był współodpowiedzialny za zorganizowanie zamachów z 11 września 2001 roku. Później kierował terrorystyczną Al-Kaidą po śmierci Osamy bin Laden, którego w maju 2011 USA także w wyniku akcji specjalnej pozbawiły życia. W amerykańskim liście gończym za Al-Zawahirim podkreślano odpowiedzialność za śmierć wielu osób. Jakkolwiek, w opinii ekspertów, organizacja terrorystyczna jest cieniem dawnej wielkości, obawiano się, że mimo wszystko może przeprowadzić kolejne ataki. Selektywna eliminacja Ktoś powie: "nic nowego pod słońcem". Lista osób zabitych przez służby USA poza jakimikolwiek procedurami sądowymi i nie na polu walki jest długa. Nie dotyczy wyłącznie radykalnych islamistów. To znana od dawna pozaprawna forma mordowania ludzi, z której znane są zresztą nie tylko Stany Zjednoczone, ale np. Izrael. Niektórzy amerykańscy prawnicy i politycy zwracali uwagę, że "targeted killing" w zasadzie jest postępowaniem niezgodnym z prawem amerykańskim i międzynarodowym (nb. w języku polskim sięga się po szczyty eufemizmu określeniem: "selektywna eliminacja"). Podkreślano trudny do zbicia fakt, że wielokrotnie przy okazji ginęły inne osoby. Oczywiście natychmiast znajdują się politycy i eksperci dowodzący, że postąpiono słusznie, jak najbardziej legalnie, zaś opinia publiczna powinna się z wykonanej akcji cieszyć. Dekadę temu, Eric Holder (US attorney general) publicznie przedstawił całą paletę uzasadnień, które stanowią coś w rodzaju doktryny usprawiedliwionego zabijania poza granicami. Osoba pozbawiona życia stwarzała realną groźbę dla Ameryki, zaś ujęcie jej przez władze amerykańskie technicznie nie było możliwe. I już - po odnalezieniu danej osoby z listy - zapada decyzja na najwyższym szczeblu administracji i wypuszczamy rakiety w cel lub wysyłamy snajpera. Daleko od Norymbergi W 1945 roku powołano do życia Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze. Wtedy czołowych hitlerowskich zbrodniarzy można było ująć i po prostu gdziekolwiek rozstrzelać. Jak to się stało choćby w przypadku Benito Mussoliniego, którego bez ceregieli stracono. Zwłoki zbezczeszczono. Powieszone do góry nogami na stacji benzynowej ciało oddano do używania tłumowi Mediolańczyków. Zamiast tego w Norymberdze zdecydowano się na wielomiesięczny, trudny i momentami nużący proces karny. W amerykańskich materiałach propagandowych z epoki odnajdujemy m.in. filmy dla żołnierzy, w których uzasadniano, że "my" zdecydowanie różnimy się od "nich" i właśnie dlatego zorganizujemy cywilizowany sąd. Wówczas też nie brakowało krytyków takiego postawienia sprawy, z czasem jednak Norymberga obrosła w pewien mit, ideał - nieomal wzorzec, którym niekoniecznie była - i to do tego stopnia, że po upadku komunizmu żądano właśnie "drugiej Norymbergii" dla komunistów. Obecnie zabijanie nawet najgorszych łotrów odbywa się za oczywiste odstępstwo od standardów, z których chcieli słynąć sami Amerykanie. Trudno się oprzeć wrażeniu, że - wbrew słowom Bidena - w porównaniu z hasłami, które chciała promować Ameryka, dowodzą jakiejś dzisiejszej bezsilności czołowych polityków, służb specjalnych oraz wymiaru sprawiedliwości. W każdym razie dzisiejsze Stany Zjednoczone wydają się być daleko od ducha Norymbergi, od owych standardów moralnych, które przynajmniej do pewnego stopnia miały wyróżniać Zachód. Nie tylko z polskiej perspektywy ciśnie się też pytanie, co z innymi mocarstwami na świecie, co z Rosją i Chinami, które postępowanie Amerykanów wręcz zachęca do stosowania "targeted killing" na jeszcze szerszą skalę. Z ostatnich lat można bez problemu wyliczać przykłady mordowania wybranych osób przez Kreml na terytorium innych państw. Czymże innym było poczęstowanie Aleksandra Litwinienki herbatą z polonem w Wielkiej Brytanii? W dzisiejszym świecie znajdujemy się daleko, bardzo daleko od standardów Norymbergi - i na dłuższą metę nic dobrego z tego dla nas nie wynika. Jarosław Kuisz, "Kultura Liberalna", autor podcastu "Prawo do niuansu".