O całej sprawie doniósł "Dziennik Łódzki". Do zamachu doszło w sobotę przed jednym z łódzkich marketów. Poseł Marek Domaracki chciał sprawdzić, jaki też ma w samochodzie poziom płynów. Podejrzanie jednak długo nie mógł otworzyć maski, a gdy w końcu dał radę - wystraszył się. Może mu pot zimny na czoło wystąpił, może podskoczył wręcz - nie wiemy. Nie było nas tam. Ale otworzywszy maskę oczom posła ukazał się widok przerażający. Leżały tam - czytamy w "DŁ" - poszarpane fragmenty papierów i folii używanej do pakowania sprzętu rtv. Polityk wezwał policję. To jeszcze można zrozumieć. W końcu gdy nie wiadomo, o co chodzi, to lepiej dmuchać na zimne. Ale zanim jeszcze się okazało, że owo poszarpanie fragmentów papierów to dzieło wiewiórki pospolitej (sciurus vulgaris), poseł zawiadomił dziennikarzy o "zamachu na swoje życie". Potem było mu podobno wstyd i przepraszał.