Jeśli nie śledziliście w miniony weekend na bieżąco naszych informacji, przypominamy, iż Ministerstwo Administracji zgodziło się na utworzenie miejscowości Chobielin-Dwór, która obejmować by miała ziemię na której stoi dom Radosława Sikorskiego. Ma to, wg szefa MSZ, ułatwić zagranicznym gościom dotarcie do posiadłości szefa MSZ. Ponoć mieli - do tej pory - z tym problem. Na tym jednak Sikorski nie poprzestaje. Z informacji "SE" wynika bowiem, iż minister "dorobił się" już pierwszych "poddanych". Zlecił bowiem funkcjonariuszom BOR odwiezienie służbowym samochodem zaprzyjaźnionych dzieci, przebywających u niego z gościną. "W takich sytuacjach nic nie mamy do powiedzenia. Każdy sprzeciw to niemal pewna utrata pracy" - powiedział "SE" jeden z b. funkcjonariuszy BOR. MSZ w całej sprawie nie dostrzega nic zdrożnego. Twierdzi, że funkcjonariusze BOR po prostu wracali na nocleg do Bydgoszczy i zabrali ze sobą po drodze dwójkę dzieci. Tak przynajmniej tłumaczył się "SE" Marcin Wojciechowski, rzecznik BOR. "Oczywiście, że można było zamówić taksówkę. Ale po co, skoro były wolne miejsca w aucie BOR?" - spytał Wojciechowski. "Nie szukałbym tu sensacji" - dodał. A że "borowcy" jechali spać już o godz. 17? Cóż... emi