Według informacji "Super Expressu" posłanka nie tylko spóźniła się na odprawę i z tego powodu chciała wstrzymać lot, ale też - jak twierdzi rozmówca gazety - była pod wpływem alkoholu. Gosiewska przyleciała na Ukrainę już 19 grudnia wraz z partyjnym kolegą Piotrem Pyzikiem. W planach mieli m.in. spotkania z Polakami, wigilię, wizytę na plebanii, a także odwiedziny w koszarach Ajdaru w Starobielsku. Powrót zaplanowany był na 25 grudnia. Samolot odlatywał o 7. rano, a posłanka Gosiewska była mocno spóźniona. Dlaczego? "Z imprezy wróciła dopiero o 6. Kierowca gnał na łeb na szyję z hotelu na lotnisko, ale i tak Gosiewska spóźniła się na odprawę" - twierdzi rozmówca "Super Expressu". "Chciała wstrzymać lot z Charkowa do Kijowa, ale obsługa nie chciała o tym słyszeć. Wtedy zaczęła krzyczeć, że Polacy pomagają Ukraińcom, a ci nie chcą nawet samolotu na chwilę zatrzymać" - relacjonuje informator dziennika. Rewelacje "Super Expressu" potwierdza rzecznik ministerstwa spraw zagranicznych. "Dotarły do mnie informacje o tym incydencie na lotnisku w Charkowie, ale nie chcę komentować tej sprawy. Chcielibyśmy, aby parlamentarzyści jak najlepiej reprezentowali Polskę na forum międzynarodowym" - komentuje Marcin Wojciechowski. Dziennik poprosił posłankę Gosiewską o komentarz do zajścia, które - jak czytamy - pozostawiło ogromny niesmak wśród pracowników lotniska i polskiego konsulatu w Charkowie. "Owszem, spóźniłam się 25 grudnia na lotnisko w Charkowie. Na miejscu przekonywałam obsługę, że 5 minut po odprawie to nie jest tragedia, ale nie posłuchano mnie. Dlatego dopłaciłam kwotę i poleciałam do Kijowa drugiego dnia świąt, czyli 26 grudnia" - tłumaczy. Bohaterka zajścia odniosła się również do doniesień jakoby była pod wpływem alkoholu. "Każdy z nas jest człowiekiem. A w dodatku to był pierwszy dzień świąt. Miałam za sobą jedno piwo..." - powiedziała "Super Expressowi".