Słowo się rzekło. Wszyscy doskonale pamiętają, że Donald Tusk złożył obietnicę, iż w grudniu będzie odpowiednio językowo wyedukowany i przygotowany na wszelkie ewentualności. "Nic nie jest wystarczająco dobre dla Europy. Nawet mój angielski. Popracuję nad nim. W grudniu będę gotowy na 100 procent. Proszę się nie martwić" - mówił tuż po uzyskaniu nominacji. Wszystko wskazuje na to, że nie będzie musiał się wstydzić, bo przez ostatnie trzy miesiące nie próżnował. Nauki pobierał w wilii rządowej przy ulicy Parkowej w Warszawie. Kulisy jego edukacji ujawnia czwartkowy "Super Express". "Uczył się po 3-4 godziny dziennie. Miał pedagoga od gramatyki, kolejnego od słówek i konwersacji, a także lektora od urzędniczego języka, jakim posługują się unijni dyplomacji" - informuje w rozmowie z gazetą bliski współpracownik premiera. Czy trud się opłacił? O tym przekonamy się już 1 grudnia, kiedy oficjalnie obejmie stanowisko szefa Rady Europejskiej.