Na głośną zabawę mieli poskarżyć się sąsiedzi. Giertych zaprzecza tym doniesieniom. - Nic nam o tym nie wiadomo. Gdyby policja przyjechała, to powinna zadzwonić. Żadnego takiego dzwonka nie było - mówi w rozmowie z "SE". - Natomiast liczba decybeli, po doświadczeniach ostatnich lat, była mierzona specjalistycznym sprzętem i mamy dowody, że nie przekraczała norm określonych przez prawo - tłumaczy Giertych. - To było skromne przyjęcie urodzinowe mojej żony, które odbywało się w bardzo sympatycznej i miłej atmosferze - dodaje. Jak z kolei relacjonuje rzecznik Komendy Stołecznej Policji kom. Sylwester Marczak, do interwencji doszło. Czynności policji zakończyły się natomiast wnioskiem do sądu. - Pierwsza zakończyła się pouczeniem 40-letniego mężczyzny z powiatu zachodniego. Ponieważ jednak nadal były skargi, funkcjonariusze przyjechali drugi raz i ta interwencja po wykonaniu wszystkich czynności zakończy się skierowaniem wniosku do sądu o ukaranie za zakłócanie ciszy nocnej - mówi Marczak. Tymczasem przypominamy, że huczne imprezy w domu Giertychów odbywały się już wcześniej. Dwa lata temu Roman Giertych przyznał to na Twitterze.