Gdy wydawało się, że pod względem mniemania o sobie nikt nie jest w stanie dorównać Radosławowi Sikorskiemu i Lechowi Wałęsie, wtedy na scenę wkroczył on, cały na biało - Jacek Saryusz-Wolski. Znieważali go latami: "fachowiec od spraw europejskich" - mówili. Aż w końcu wysiadł na przystanku Polska, pokochał naczelnika i teraz każdego dnia na Twitterze sławi władzę i odpiera zdradzieckie ataki totalnej opozycji. Syndrom neofity - powiedzą zazdrośnie ci, którzy Saryuszowi-Wolskiemu mogliby herb czyścić. Tymczasem to on - uzbrojony w miecz miłości do Ojczyzny - wprowadzał Polskę do Unii Europejskiej, a przy okazji tych zdrajców na salony: Niezłomny Saryusz-Wolski nie ukrywa, czyimi śladami podąża: To on pisze posty tak mądre i wspaniałe, że sam je regularnie przypomina użytkownikom: Wreszcie to on kocha Polskę tak bardzo, że jest gotów zostać prezydentem (przez aklamację): I nikt tak pięknie jak Saryusz-Wolski nie wlewa nadziei w nasze zatroskane serca: