Wiedziałam, ale zapomniałam - tłumaczyła parlamentarzystka w programie stacji Polsat News "Pociąg do polityki". "Jak nazywała się ukochana Andrzeja Kmicica?" - zapytała prowadząca. I nastąpiła seria rozważań: "Andrzej Kmicic... to nie była... Boże kochany, jak ona się nazywała? No, nie Basieńka, tylko ta... Kurczę, nie wiem". No nie wie, bo takie "powieści miłosne już ma za sobą". Potem było tylko trudniej: "Kto jest autorem słów do polskiego hymnu?" - zapytała dziennikarka. Tym razem obyło się bez wahania: "No to jest hymn Dąbrowskiego". Za to z usprawiedliwieniem: "A, Józef Wybicki! Przepraszam, zestresowałam się". Proszę bardzo. Gwoździem do trumny było pytanie o prawa wyborcze kobiet w Polsce - kiedy je uzyskały? Posłanka powtórzyła znaną od wieków uczniowską strategię: Powtórz pytanie, odwlecz odpowiedź, może po drodze nastąpi cud! "Kobiety w Polsce... prawa wyborcze... W tysiąc dziewięćse...". I tu kapitulacja. Cud się nie zdarzył. Cóż, to akurat trudno zwalić na reformę edukacji PiS-u.