Mateusz Morawiecki z samego rana przekonywał w radiowej Jedynce, że udział Polski w G20 to "to docenienie naszego kraju". "Uczestnictwo pana premiera Morawieckiego w tym spotkaniu, jest takim podsumowaniem działań rządu Prawa i Sprawiedliwości, tych naszych działań, które podjęliśmy w roku ubiegłym, i które realizujemy w tym roku" - cieszyła się Beata Szydło. "Po raz pierwszy w historii Polska została zaproszona na szczyt G20. Dołączenie do tej prestiżowej grupy jest celem naszego rządu" - napisał na Twitterze Marek Kuchciński. Wydarzenie tak reklamują "Wiadomości" TVP: "Zaproszenie polskiego ministra finansów to precedens, który świadczy o rosnącej pozycji Polski w globalnej gospodarce". Zanim jednak oddamy się pociągającej fantazji, jak to Mateusz Morawiecki wyznacza kierunki światowej gospodarki, a zasłuchani Donald Trump i Władimir Putin pilnie notują, warto zerknąć na listę zaproszonych. Obok Polski, w Niemczech, na tych samych zasadach (a więc w roli gości, nie członków G20), pojawią się przedstawiciele takich krajów jak: Wybrzeże Kości Słoniowej, Maroko, Holandia, Norwegia, Rwanda, Senegal, Singapur, Hiszpania, Szwajcaria, Tunezja. Dla każdego coś miłego: zwolennik rządu może powiedzieć, że zrównaliśmy się statusem z Norwegią i Szwajcarią, przeciwnik skwituje, że chyba z Rwandą i Senegalem.