- W ostatni piątek naszą uwagę zwrócił kabel, który szedł z biura Ruchu Palikota do głównej skrzynki na korytarzu - skarży się przejęta Pitera "Gazecie Wyborczej", i od razu przechodzi do dramatycznych wniosków: -Skojarzenie było jedno. Ekipa robotników podczepiła się do głównego gniazda prądu, za który solidarnie płacą wszyscy najemcy. Rozumiem, że tak w praktyce ma wyglądać deregulacja państwa według Ruchu Palikota - użalała się Pitera. Śledztwo poprowadzono dalej. W dodatku przy pomocy ochroniarzy pracujących w kamienicy. I co się okazało? Palikotowi robotnicy podpięli się do wspólnego gniazda, bo Ruchowi odcięto prąd! - Mój pracownik - żżyma się Pitera, która już wtedy widziała co i jak - powiedział ekipie remontowej, że w tej sytuacji ciągnięcie prądu ze wspólnego źródła jest nielegalne. Wtedy jeden z robotników zaproponował nam 50 zł, dodał, że "jeszcze tylko godzinka i koniec". Pieniędzy oczywiście nie wzięliśmy. W sobotę dowiedziałam się, że remont u Palikota leci na całego, i to na tym samym kablu co w piątek. Ponoć była na to zgoda administracji - twiedzi peowska posłanka-skrupulantka.