Przynajmniej taki obraz epizodu na frankfurckim lotnisku wyłania się z jego wersji zdarzeń."Usłyszałem ‘raus’, zrobiłem dwa kroki w kierunku wyjścia i, przepraszam, rzeczywiście zagotowałem się. Więc odparłem celnikom, że ‘Raus’ kojarzy się z ‘Heil Hitler’ i ‘Hände hoch’ w moim kraju" - powiedział dzisiaj Protasiewicz tłumacząc rewelacje niemieckiej bulwarówki, że awanturował się pijany w trakcie kontroli. Przyznał też, że powiedział funkcjonariuszom służby celnej , żeby pojechali na wycieczkę do Auschwitz. Celnicy (ale być może naziści w przebraniu) zabrali posła do pokoju, gdzie kazali m. in. zdjąć pasek. "Chcieli sprawdzić, czy mam broń w bokserkach. Nie mam broni w bokserkach" - wyznał dzisiaj Protasiewicz. Podkreślił też, że nie używał rąk ani nóg - "tylko usta". A rodacy, bez serca, się z tego śmieją. "Protasiewicz miał być dziś gościem w ‘Kropce nad i’. Premier kazał mu ochłonąć, więc odwołał udział w programie. Szkoda, że nie umie stanąć oko w oko. Zainteresowanym polecam wtorkowy wywiad z wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego w Radiu ZET, gdzie też był nadmiernie pobudzony" - napisała na swoim profilu facebookowym dziennikarka Monika Olejnik. Nas w tym momencie wzięło na wspomnienia, bo to w końcu nie pierwszy raz, kiedy polski polityk ma problemy z niemieckim lotnictwem: Czekamy na Wasze polityczne memy