Tyle, że Lisa już we "Wproście" nie ma, plotek o wielkim łubudubu, które Lisa z fotela wyrzuciło jest za to co niemiara. Premier przyniósł ze sobą lisa-lalkę, by zamanifestować, po czyjej stronie bije jego premierowskie serce. "Kogoś tu brakuje" - dał do zrozumienia. Tyle tylko, że - czy od tego jest premier, żeby się wtrącać w wewnętrzne sprawy niepaństwowej prasy? A patrzcie państwo: jeszcze niedawno Palikot donosił w swojej książce, że Tusk lisa nie cierpi. Jak to wystarczy premiera pogłaskać i być miłym, by premier murem zaczął stawać.