Szef SLD, w ramach lewicowego wychodzenia w lud, zawędrował między związkowców pikietujących pod Kancelarią Premiera. Było miło, przyjemnie, całkiem lewicowo, dopóki nie zaczęto śpiewać "Murów". Biedny Miller, który należał, bądź co bądź, do tego towarzystwa, które za pomocą tej piosenki przepłoszono, nie miał zielonego pojęcia jak się odnaleźć w tej przykrej sytuacji. Zobaczcie sami. Szkoda, że nie słychać dialogu prowadzonego pomiędzy związkowcem a Millerem, ale mógł on brzmieć następująco: 0:13. Związkowiec: Ależ panie Leszku, no śmiało, no, proszę się nie krępować. 0:16. Miller: Nieee, kiedy jakoś nie wypada, oj nieee... 0:17. Związkowiec: Ależ tak, spokojnie, pan śpiewa: 0:22: Miller: ...muuurom... 0:25. Związkowiec: A widzi pan? Da się? Da się! Da się. I tekst zna! Musiał słuchać po kryjomu w latach osiemdziesiątych...