Król Norwegii w swoim kraju cieszy się ogromną popularnością. Nie dziwi więc, że gdy pojawił się w Warszawie, w jego blasku ogrzać chce się każdy polski polityk. Nie każdy umie jednak mówić po norwesku, albo chociaż po angielsku. Ale co tam. Marszałek Kopacz bynajmniej to nie zraziło. Gdy tylko norweski monarcha pojawił się w drzwiach sejmowej sali, od razu w jego kierunku pospieszyła marszałek. I powitała króla. Oczywiście po polsku, bo przecież jesteśmy w Polsce: "Wasza Królewska Mość, witam w Polsce, witam w polskim parlamencie" Ale to, jeszcze król miał szansę zrozumieć. I to wcale nie dlatego, że Kopacz mówiła powoli, ale dlatego, że z pomocą nadeszła mu tłumaczka. Jednak chwilę później Harald został z Kopacz sam na sam. (Była to chwila dla fotoreporterów). Wtedy marszałek stanęła na wysokości zadania i szybko objaśniła królowi co się będzie działo. Kopacz zwróciła się do zacnego gościa tłumacząc: "Zrobimy sobie jedno zdjęcie". A na twarzy Haralda pojawił się szeroki uśmiech. Ale to na pewno uśmiech na potrzeby zdjęcia. No bo przecież nie rozśmieszyło go to, że marszałek mówi do niego po polsku. Co to, to nie.