Udało się! Radosław Sikorski, który po wczorajszym spotkaniu z szefami MSZ Niemiec i Rosji relaksował się w pokojach berlińskiego hotelu Adlon - złożył u kierownictwa hotelu protest. I wyprotestował, co chciał! Oburzyło go, że w hotelu - voila - można odbierać kanały azerskie, armeńskie czy irackie, a polskiego - ani dudu. Wyniósł całą sprawę na poziom międzynarodowy twierdząc, że jego interwencja to części "walki o status języka polskiego". Rzeczniczka hotelu pospieszyła uspokoić pana ministra, że już więcej w azerską telewizję patrzeć nie będzie musiał, jeśli jeszcze kiedy zawita. Będzie na niego czekało TVP Info. Walka o status języka polskiego jest winna być bowiem jak rewolucja - permanentna. Ale "Dzikiemu Krajowi" nie chce się wierzyć, że nie było polskiej "Vivy". Bo z jakiegoś dziwnego powodu "Viva Polska" jest wszędzie.