Gala Collins Charity Fight Night odbyła się 2 czerwca w warszawskim hotelu Marriott. Całkowity dochód z jej organizacji zostanie przekazany na cele statutowe Fundacji Barci Collins. To przede wszystkim wsparcie projektów skierowanych do dzieci w trudnej sytuacji materialnej. Kazimierz Marcinkiewicz i Rafał Collins - współzałożyciel Fundacji Braci Collins - zmierzyli się w pojedynku, który trwał trzy rundy po dwie minuty każda. W pewnym momencie były premier po otrzymaniu silnego ciosu był liczony przez sędziego, jednak zdołał się pozbierać, wytrwał do końca walki i koniec końców "wyrwał" remis. "Ludzie mają mi za złe, że żyję uśmiechnięty" - Zostałem poproszony o walkę bokserską, by zebrać pieniądze dla bardzo potrzebujących pomocy podopiecznych Fundacji Braci Collins. W fundacji płaczą, jak czytają listy, czy maile od ludzi proszących o pomoc. Państwo ma takich w d... Nie mogłem odmówić. Jeśli moja walka może przyciągnąć pieniądze, będę walczył, bo to nawet nie jest boks, to walka o pomoc - w ten sposób Kazimierz Marcinkiewicz tłumaczył swoją decyzję o wejściu na ring w rozmowie z Interią. Pytany o krytykę swojej aktywności bokserskiej odpowiedział: - Gdybym miał przejmować się ujadaniem, musiałbym zaszyć się gdzieś w piwnicy. Ludzie mają mi za złe, że uśmiechnięty żyję i łapię swoje szczęście, że mam gdzieś hejt i żyję po swojemu. Nie zmienię się. W "Raporcie" Polsat News były premier szerzej odniósł się do swojej fascynacji boksem: - Kapitalny sport, zafascynował mnie. To zupełnie bezpośredni kontakt z człowiekiem i trzeba się przemóc, by uderzyć kogoś w twarz i dostać w twarz. To wymaga dużej dyscypliny.