Leszek Miller domagał się wyrzucenia Waldemara Pawlaka z rządu za jego słowa na temat systemu emerytalnego, któremu Pawlak - jak sam ogłosił - nie ufa. No i Pawlak się wściekł. W bardzo zjadliwym materiale w PSL-owskiej telewizji zaglądamy do millerowego portfela. I co się okazuje... Zajrzawszy do portfela Millera PSL oświadcza, że nie lubi nikomu do portfela zaglądać, jednak wnioski wyciąga: czemu się ten Miller czepia Pawlaka, jeśli sam odkłada - tak samo, jak Pawlak. Bo Pawlakowi, w jego nalocie dywanowym na system emerytalny, nigdy o nic innego nie chodziło, jak tylko o to, żeby oszczędzać. A po co się oszczędza? Ano po to - idąc za jasnym tokiem rozumowania Pawlaka - żeby za to na starość żyć. A jeśli tak, to o co temu Millerowi chodzi, jeśli robi to samo, co Pawlak - oszczędza! Innymi słowy Pawlak przyjmuje następującą konstrukcję intelektualną: jeśli masz oszczędności, to znaczy, że nie ufasz ZUS-owi, a to znaczy, że myślisz dokładnie to samo, co powiedział premier Pawlak. Mniejsza już o zaufanie przeciętnego Polaka do ZUS. Jest ono słabe i pewnie zasadnie. Ale logika PSL w tym na Millera ataku przypomina kawał o milicyjnej dedukcji w stylu "masz akwarium? To jesteś gejem". Bo Pawlak nie powiedział, że oszczędza, by dołożyć sobie do emerytury. Pawlak powiedział, że "nie bardzo wierzy w państwowe, chimeryczne emerytury". I o to cała afera. I to, czy Miller ma oszczędności, czy nie - nie ma nic do rzeczy.