Według GUS wzrost PKB wyniósł w 2016 roku 2,8 proc. To mniej niż się spodziewano i mniej niż zapowiadał Mateusz Morawiecki. Jeszcze w listopadzie 2015 roku Morawiecki snuł śmiałe wizje: "Chcielibyśmy, aby wzrost PKB w Polsce sięgał powyżej 4 proc. Wierzymy, że poprzez inwestycje, eksport będziemy w stanie nie tylko doprowadzić do wzrostu PKB przewyższającego dzisiejsze założenia, ale również do zrównoważonego i zdrowego wzrostu" - głosił wicepremier. Żar nadziei i optymizmu bynajmniej nie gasł z biegiem miesięcy. Styczeń 2016 r.: "Wzrost PKB w 2016 roku przyspieszy do 3,7-3,8 proc." - przekonywał Morawiecki. Marzec 2016 r.: "Jest szansa na wzrost PKB w 2016 r. powyżej 3,5 proc". Sierpień 2016 r.: "W całym 2016 r. możliwy wzrost PKB 3,3-3,4 proc". Jednak im bliżej było publikacji danych przez GUS, tym bardziej zmieniał się ton ministra Morawieckiego. "Wzrost PKB nie jest teraz najważniejszy dla Polski" - oznajmił w październiku. "Wzrost PKB to bożek gospodarczych elit III RP" - przekonywał pod koniec grudnia. W styczniu okazało się, że ten PKB to jeden wielki pic na wodę. "Wzrost gospodarczy Polski w ostatnich latach napędzały fikcyjne faktury i karuzele podatkowe. Podnosimy się z kolan i mierzymy się względem wartości, które są błędne" - stwierdził w telewizji rządowej. Któż by przypuszczał, że to właśnie niższy od zakładanego wzrost PKB tak bardzo i tak wysoko podniesie nas z kolan...